Uff... Szczerze mówiąc, nie wiem już, w co ręce wkładać. I bynajmniej nie mam na myśli przygotowań do Świąt - za te ledwo się zabrałam w miniony weekend, i póki co, nie mam nawet czasu myśleć o tym, jak bardzo nie jestem w świątecznym nastroju.
Plan zajęć na ostatni tydzień szkoły wypełniony jest po brzegi. Zaczęliśmy od rzeźby z karmelu, czyli mozolnego zamieniania najzwyklejszego w świecie cukru w substancję nie tylko płynną, ale dającą się formować (lepiej lub gorzej, w zależności od stopnia wtajemniczenia). Moja wizja legła w gruzach (dosłownie); ratowałam się więc planem awaryjnym: drzewem i różą. I, muszę nieskromnie przyznać, z tej ostatniej jestem dumna; drugie podejście, a prezentuje się naprawdę nieźle. Co prawda palce nadal pieką mnie niemiłosiernie, ale czego się nie robi dla sztuki...
Kiedy uporałam się z płatkami, gałązkami i listkami, najwyższy czas było zabrać się za deser. Komponentów mam całkiem sporo (dziewięć), więc jest nad czym pracować. Wersja 5.0 sorbetu buraczanego w końcu okazała się strzałem w dziesiątkę... Jak będzie komponować się z resztą? Zobaczymy już za moment. Póki co, niemal wpadłam w zachwyt, gdy próbna kulka rozpuściła się pod sosem malinowym... Ale o tym opowiem innym razem; jak już uda mi się wszystko ogarnąć.
Żeby było jeszcze śmieszniej, jutro (dwudziestego drugiego grudnia, jakby ktoś zapomniał) mam egzaminy, na które nie tylko muszę umieć obliczać ceny, podatki i wydatki, ale wiedzieć, ile procent celulozy jest w czekoladzie, jakie są najważniejsze enzymy w maśle i w jaki sposób produkuje się nugat... Głowa pęka mi od liczb i ułamków, a to przecież jeszcze nie koniec...
Na szczęście choinka już ubrana, dom względnie wysprzątany, a Wigilię spędzamy u rodziców C., więc tak naprawdę nic nie muszę przygotowywać. Choć bardzo brakuje mi pieczenia ciasteczek, wypełniania kuchni aromatem pierniczków i nucenia pod nosem świątecznych piosenek.
Postanowiłam sobie jednak, że w przyszłym roku będzie zupełnie inaczej. Czy się uda?
Oby...
Dzisiaj mam dla Was przepis na błyskawiczny piernik. A w zasadzie ciasto bananowe o aromacie piernika. Nie ma w nim wiele miodu; są za to aromatyczne przyprawy korzenne i lekko pijane rodzynki.
Weekend też był zabiegany, ale po prostu musiałam wygospodarować chwilkę na, choćby i najkrótsze, posiedzenie w kuchni. Wybrałam przepis Doroty - akurat miałam trzy czerniejące banany... A powszechnie przecież wiadomo, że właśnie takie do ciast nadają się najlepiej.
Ciasto udekorowałam polewą kakaową i cudownie świątecznym napisem; C. zabrał część do pracy - podobno zachwyciło wszystkich nie tylko smakiem, ale też dekoracją. Aż mi się miło zrobiło...
Piernik bananowy
Składniki:
(na formę o wymiarach 23x23 cm)
- 280 g mąki pszennej
- 20 g kakao
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 2 łyżeczki mielonego imbiru
- 4 łyżeczki przyprawy do piernika
- 100 g jasnego cukru muscovado
- 60 ml oleju
- 80 g miodu
- 3 jajka
- sok z 1 mandarynki
- 3 dojrzałe banany
- 50 g rodzynek
- 50 g suszonej żurawiny
- 1 łyżka ciemnego rumu
polewa kakaowa:
- 60 g masła
- 45 g cukru pudru
- 20 g kakao
- 1/2 listka żelatyny
dodatkowo:
- złoty barwnik spożywczy w proszku
- złoty barwnik spożywczy w tubce (pisak)
Rodzynki i żurawinę przełożyć do miseczki, wlać rum i zalać wrzątkiem tylko tyle, żeby przykrył bakalie.
Odstawić.
Mąkę, kakao i sodę przesiać, wymieszać z imbirem, przyprawą do piernika i cukrem.
Jajka roztrzepać,dodać olej, miód i sok z mandarynki, wymieszać.
Wlać mokre składniki do suchych, wymieszać tylko do połączenia.
Banany rozgnieść widelcem, rodzynki i żurawinę dobrze odcisnąć. Dodać do ciasta, wymieszać.
Formę wyłożyć papierem do pieczenia, przelać do niej ciasto.
Piec w 180 st. C. przez około 40 minut, aż do suchego patyczka.
Wyjąć z piekarnika, przestudzić w formie przez 10 minut, a następnie wyjąć na kratkę.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Cukier puder i kakao przesiać. Przesypać do garnuszka, dodać masło, podgrzewać, aż cukier i masło się rozpuszczą. Zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Odstawić do przestudzenia.
Polewą w temperaturze pokojowej polać całkowicie ostudzone ciasto. Wierzch udekorować złotym pyłkiem i napisami.
Smacznego!
Zdjęcie, jakie jest, każdy widzi; ale było już późno, i ciemno, i w ogóle nic mi się już nie chciało...
A ciacho pyszne, proste i szybkie, więc szkoda się przepisem nie podzielić.
Piękna róża.
OdpowiedzUsuńPowodzenia na egzaminie!
Ciasta muszę spróbować, a róża wygląda jak prawdziwa ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny ten Twój piernik. Najładniejsza dekoracja :)
OdpowiedzUsuńA ile tej celulozy jest w czekoladzie??
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
2,6% :D
UsuńZaskakująco dużo. :D
UsuńWygląda przepięknie i smakowicie :)
OdpowiedzUsuńSuper ciacho 😃 Wesołych Świąt, pysznych dań, cudownych prezentów, rodzinnej atmosfery i szczęśliwego Nowego Roku 😍
OdpowiedzUsuńPrzepysznie wygląda :) Zjadłabym :)
OdpowiedzUsuńGin - w przyszłym roku niech się uda :) Piękne ciacho jak zawsze :) Wszystkiego najlepszego na Święta i Nowy Rok :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba sprytny, bananowy piernik ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam ciasta z bananem i uwielbiam pierniki i pierniczki ;)
Myślę, że w karnawale jeszcze zdążę przepis wykorzystać ;)
Piernik wygląda obłędnie! :)
OdpowiedzUsuńRóża jest wspaniała. Jestem ciekawa, jak się robi takie cuda :)
OdpowiedzUsuńAnia
Szczerze mówiąc, to "wyższa szkoła jazdy na wrotkach" ;) Nikomu normalnemu się takich rzeczy nie chce robić ;)
Usuń