Powiem Wam szczerze - odmłodniałam.
I to nie tylko dlatego, że absolutnie każdemu ciężko uwierzyć w to, ile naprawdę mam lat (nie, żebym była jakoś specjalnie wiekowa, ale czasy nastoletnie mam już dość dawno za sobą), ale głównie z powodu obcowania z ludźmi w większości niemal dekadę młodszymi ode mnie. Dzieciakami, które nie mają w życiu poważniejszych zmartwień niż złamany paznokieć, i potrafią z niczego śmiać się do rozpuku. Wczoraj na przykład spędziłyśmy niezwykle produktywne trzy godziny na grze w bilard, gdzie najczęściej w łuzach lądowała bila biała... A ile było przy tym śmiechu!
W międzyczasie, razem z współlokatorką, udekorowałyśmy naszą sypialnię świątecznymi krasnalami, lampkami i świeczką (jedną), a na drzwiach powiesiłyśmy wieniec. Nagle zrobiło się niesamowicie przytulnie, a ja poczułam pierwsze grudniowe tchnienie na karku, tuż pod linią włosów. I żałuję tylko jednego - że nie mogę zamknąć się w kuchni i upiec pierniczków... Bo mam na to ogromną ochotę!
Zamiast jakichś świątecznych smakołyków, mam dla Was przepis na brioszkę z wodą pomarańczową. Przepis znalazłam w duńskim magazynie Bage og sylte, nr 5/2017, i od razu bardzo mi się spodobał z uwagi na sposób zwijania bułeczek. Jest nieco bardziej pracochłonny niż przygotowanie klasycznych kuleczek, ale za to efekt jest naprawdę widowiskowy. Dodatek wody pomarańczowej na samym początku nieco mnie zaniepokoił; C. zdecydowanie nie lubi takich wynalazków i bałam się, że tylko powącha i zacznie kręcić nosem. Ku mojemu zaskoczeniu, jadł, aż mu się uszy trzęsły. Zjedliśmy ponad połowę po prostu posmarowane masłem, jeszcze ciepłe. Mmm... Coś wspaniałego! Ciasto drożdżowe jest mięciutkie, puszyste i delikatne, a smak wody pomarańczowej subtelny i nienachalny. Do tego niezwykła słodycz miodu, która w tym wypadku jest niemal uzależniająca. Nie można się im oprzeć, szczególnie zaraz po wyjęciu z piekarnika, gdy cały dom wypełniony jest niezwykłym aromatem...
Miodowa brioszka z wodą z kwiatów pomarańczy
Składniki:
(na tortownicę o średnicy 26 cm)
- 80 g masła
- 20 g świeżych drożdży
- 500 g mąki pszennej
- 60 g ciemnego cukru muscovado
- 1 jajko
- 40 g miodu
- 50 ml wody z kwiatów pomarańczy
- 1/2 łyżeczki soli
- 150 ml letniego mleka
dodatkowo:
- 80 g miodu
- 30 ml wody z kwiatów pomarańczy
Masło z miodem rozpuścić, przestudzić.
Mąkę przesiać do dużej miski, dodać pokruszone drożdże, cukier, jajko, wodę pomarańczową, sól i mleko. Wymieszać. Wlać masło z miodem, zagnieść gładkie, lekko lepkie ciasto.
Miskę z ciastem przykryć folią spożywczą, wstawić na noc do lodówki.
Rano ciasto wyjąć, zostawić na blacie, aż ogrzeje się do temperatury pokojowej (około 60 minut).
Ciasto podzielić na pół, cienko rozwałkować i wyciąć szklanką o średnicy 8 cm 48 kół. Układać po 4 koła tak, żeby lekko na siebie nachodziły,zwijać je w ruloniki. Następnie każdy z ruloników przeciąć na pół, formując różyczki.
Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia, boki posmarować masłem. Układać Różyczki z ciasta po okręgu, zostawiając nieco miejsca pomiędzy.
Odtawić na 45-60 minut do napuszenia.
Piec w 175 st. C. przez 25-30 minut.
Pozostały miód podgrzać razem z wodą pomarańczową, Posmarować syropem jeszcze ciepłe ciasto.
Podawać letnie.
Smacznego!
Tymczasem w szkole, na początku grudnia (tak tylko przypominam, jakby ktoś dawno do kalendarza nie zaglądał), od wielkanocnych jajek płynnie przeszliśmy do lodów...
Jest pysznie!
ależ wspaniale wygląda ta brioszka! Aż bym chciała zjeść zdjęcie ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, to ona jest iście świąteczna, bo ma pomarańczową nutę ;) Po drugie, wszystkie grudniowe wypieki są świąteczne :D A po trzecie, taka brioszka idealnie poprawia humor i pozwala się zrelaksować niczym podczas Świąt!
OdpowiedzUsuńPrezentuje się rewelacyjnie :) Zjadłabym z wielką przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńTo są idealnie świąteczne smaki! Pięknie wyszła :).
OdpowiedzUsuńFajne esy-floresy!
OdpowiedzUsuńJest zachwycająca :)
OdpowiedzUsuńAnia
Pyszności! ;)
OdpowiedzUsuń