Miniony tydzień stał pod znakiem lodów. W środę, kiedy przyszło do próbowania tych wszystkich pyszności, które przygotowaliśmy, choć byłam pełniutka niczym butelka szampana, nie mogłam się powstrzymać przed spróbowaniem każdego rodzaju deseru. A było w czym wybierać, oj było... Sorbety: truskawkowy, malinowy, bananowy, kokosowy i z czarnej porzeczki; klasyczne lody z maszyny: czekoladowe, cytrynowe, lukrecjowe, miętowe z czekoladą i truskawkowe; do tego waniliowe parfait i pieczona Alaska, czyli wyżej wymienione smaki w przeróżnych kombinacjach pod zapiekaną bezą włoską. Smakowaliśmy i smakowaliśmy, póki nam się łyżeczki nie skończyły. Aj, jakie to było dobre!
W międzyczasie ambitnie pracuję nad moim deserem; jest to swego rodzaju test na zakończenie tego okresu szkoły. Każdy z nas musi przygotować dwa identyczne talerze z deserem, gdzie wystąpią elementy: słodki, słony, kwaśny, ciepły, zimny, kremowy oraz chrupiący. Wierzcie lub nie, ale nie jest to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Szczególnie, że to akurat jest moja słaba strona; w pracy nie przygotowujemy deserów tego typu, w domu też gościom serwuję ciasta, a nam desery zdecydowanie prostsze w konstrukcji. Poza tym kompozycja na talerzu to dla mnie troszkę czarna magia; rzadko (choć chyba nawet to określenie jest sporym nadużyciem) się tak bawię. Najczęściej podaję deser w naczyniu zbiorczym, i każdy nakłada sobie to, na co ma ochotę i w proporcjach, jakie mu odpowiadają, a nie jakie będą dobrze wyglądały.
Plan już mam; po kolei wypróbowuję poszczególne elementy, choć idzie mi trochę jak po grudzie. Głównie dlatego, że ciągle mi czegoś brakuje; ale to akurat moja wina, mogłam wymyślić coś bardziej oczywistego niż połączenie buraków z kozim serem... Bo akurat to nie jest stałym elementem zasobów cukierniczej lodówki.
Skoro już narobiłam Wam apetytu na lody, wypadałoby podać też jakiś przepis. Mam dla Was lody, które przygotowałam jeszcze chyba w październiku; inspiracją były lodowe batoniki Mars, które są C. i moją wielką słabością. To chyba jedyne lody, jakie kupuję, nie będąc na wakacjach. Po prostu nie potrafię się im oprzeć!
Moje to dość luźna wariacja na ten temat. Jest więc gęste i kremowe nugatowe semifreddo, delikatnie słony, dość ciemny karmel i chrupiące kawałki czekolady. Całość wyszła obłędna! Oczywiście, nie jest to to samo, ale odważę się napisać, że efekt końcowy jest równie udany. Wszystkie smaki doskonale się ze sobą komponują, i wprost nie można oderwać się od miseczki...
Spróbujecie...?
Nugatowe semifreddo z solonym karmelem i czekoladą
Składniki:
(na 1,3 l lodów)
- 300 ml śmietany kremówki (38%)
- 3 jajka
- 15 g cukru pudru
- 75 g nugatu
- 75 g ciemnej czekolady (70%)
karmel:
- 45 g cukru
- 15 g masła
- 200 ml śmietany kremówki (38%)
Najpierw przygotować karmel:
W garnuszku skarmelizować cukier. Gdy stanie się złoto-brązowy, dodać masło, wymieszać. Następnie wlać kremówkę, gotować jeszcze chwilę, aż całość zacznie bulgotać. Zdjąć z palnika, przelać do miski, całkowicie ostudzić.
Czekoladę posiekać.
Nugat lekko podgrzać, aby stał się płynny.
Kremówkę ubić na pół sztywno.
Białka ubić na sztywną pianę.
Żółtka utrzeć z cukrem pudrem na puszystą, jasną masę. Dodać nugat, zmiksować. W dwóch porcjach dodać bitą śmietanę, delikatnie wymieszać łyżką. Następnie dodać ubite białka, delikatnie połączyć. Na końcu wmieszać czekoladę.
Do pojemnika wylać połowę lodów, polać sosem karmelowym, następnie wyłożyć pozostałą masę lodową, polać pozostałym karmelem.
Zamrozić.
Smacznego!
Najbardziej w tym tygodniu podobało mi się, że mogłam skorzystać z prawdziwych maszyn do lodów. Takie, które kręcą na raz siedem litrów, a lody z nich wychodzą tak kremowe i puszyste, że aż się płakać chce z zazdrości, że w domu takie nie wychodzą (choć mojej sorbetierze nic przecież zarzucić nie można).
Poza tym odkryłam, że profesjonalne lody przygotowuje się dokładnie tak samo, jak domowe; jedyna różnica to dodatek stabilizatora. Jest to substancja, która zapobiega uciekaniu powietrza z lodów, przez co pozostają puszyste i kremowe przez dłuższy czas. Mądra rzecz, ale w przypadku lodów domowych - nieistotna. Takie smakołyki znikają bowiem dużo szybciej niż te ze sklepowych półek...
Co do zamarzania - okazuje się, że tajemnicą jest nie jakiś wymyślny, niezdrowy składnik, ale... Cukier, i jego odpowiednie proporcje i zamienniki używane zgodnie z przeznaczeniem. Z pewnością wykorzystam nowo nabytą wiedzę przy okazji kręcenia kolejnych lodów; zobaczymy, jak wyjdzie w warunkach domowych.
Bardzo lubię domowe lody :) Nigdy nie używałam żadnej maszyny, a i tak wychodza pyszne i zgodzą się, że znikają błyskawicznie :)
OdpowiedzUsuńlody wyglądają wspaniale, pewnie smakują tak samo, jak nie lepiej :)
OdpowiedzUsuńZawsze się zastanawiam, czym w zasadzie jest nugat;) Nie wiedziałam, że można go kupić
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to nie wiem, czy w Polsce się da... Nugat to orzechy laskowe, czekolada i cukier :)
UsuńSmakowite lody, mniamm :)
OdpowiedzUsuń