wtorek, 17 stycznia 2017

Na rozgrzanie: pikantna zupa z kurczakiem

Jesteście przesądni...?
Ja niby nie. Ale mam wrażenie, że od czasu do czasu miewam przebłyski nerwicy natręctw. Zdarza się, że przejdę całą drogę do sklepu, nie następując na łączenia płytek. Często nerwowo szukam niemalowanego, żeby odpukać jakieś wyimaginowane nieszczęście. Bywa, że waham się już z dłonią na klamce, czy aby na pewno bezpiecznie będzie wejść do ciemnego pokoju...
Nie mam pojęcia, skąd to się bierze, i czy może właściwie powinnam udać się z tym do specjalisty...? 

W każdym razie chodzi o to, że miniony piątek był piątkiem trzynastego. Przerażający, owiany złą sławą piątek, którego staramy się wystrzegać, jak tylko możemy. Niestety, nieubłagany kalendarz raczy nas takimi niechcianymi piątkami od czasu do czasu, pozostawiając właśnie nam to, jak się z nimi obejdziemy.

Niektórych nie rusza to zupełnie. Są całkowicie odporni na zabobonne lęki, nie wierzą w duchy i przesądy. Piątek trzynastego traktują jak każdy inny, czyli powolny wstęp do weekendu. Chwała im za to!
Są też tacy, którzy czują lekkie mrowienie w koniuszkach palców już w czwartek po południu. Tego dziwnego dnia starają się unikać wszelkich potencjalnych niebezpieczeństw i zagrożeń, wypatrując ich na każdym kroku. Do północy siedzą na kanapie, pod kocem, i odliczają ostatnie sekundy, żeby wreszcie odetchnąć z ulgą. Bo teraz już przecież nic złego stać się nie może; prawda...?
Zdarzają się też ci, którzy ten dzień przeczekują schowani głęboko pod kołdrą, w pracy tłumacząc się zagrażającym życiu katarem. Bo jeśli tylko przekroczyliby próg mieszkania, ba! Własnej sypialni! To z pewnością skończyłoby się to katastrofą. Z fajerwerkami. Co prawda tych nieszczęsnych piątków przeżyli już kilkadziesiąt, a to, że nic się nie stało, tylko dowodzi słuszności ich tezy; póki siedzą pod kołdrą, są bezpieczni. Lepiej licha nie kusić i na zimne dmuchać...

A Wy? Boicie się piątku trzynastego...?

Tę zupę przygotowałam już jakiś czas temu. Wyszła pyszna: dość pikatna, sycąca i obłędnie aromatyczna. Idealnie rozgrzewa, gdy człowiek wraca do domu zmęczony po długim dniu pracy, gdy za oknami ciemności rozpanoszyły się już znowu na dobre, a ulubione puchate skarpetki są akurat w praniu. 
Chciałam podzielić się z Wami przepisem... I tu nastąpił problem. Bo za nic nie mogłam źródła rzeczonego przepisu znaleźć! Ubzdurałam sobie, że widziałam go w takim, a nie innym, magazynie. Przejrzałam więc prawie wszystkie numery, bez rezultatów. Gdy już zabierałam się do całej zabawy od początku, zauważyłam wystający róg Mad!, nr 10/2015. Pacnęłam się z rozmachem w czoło: oczywiście, że to tutaj!
Przepis znalazłam w kilka minut, szybciutko zanotowała źródło i czym prędzej dzielę się nim z Wami; zupa bowiem ta jest tak pyszna, że grzechem byłoby się nie podzielić.

Pikantna zupa z kurczakiem i mlekiem kokosowym


Składniki:
(na 6-8 porcji)
  • 800 g piersi z kurczaka (bez skóry)
  • 2 łyżki oliwy z chilli
  • 2 bananowe szalotki
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 cm kawałek świeżego imbiru
  • skórka otarta z 1/2 cytryny
  • 3 łyżki karry (proszek)
  • 1 łyżka mielonego kminu rzymskiego
  • 1 łyżka mielonej kolendry
  • 1 l bulionu drobiowego
  • 800 g mleczka kokosowego
  • 3 suszone liście kaffiru
  • skórka otarta z 1 limonki
  • sok z 1 limonki
  • 200 g mrożonego bobu

dodatkowo:
  • pęczek kolendry
  • pęczek dymki

Kurczaka pokroić w kostkę, doprawić solą i pieprzem.
Szalotki pokroić w drobną kosteczkę. Zeszklić na oliwie, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek i kurczaka. Smażyć, aż mięso się zrumieni. Zetrzeć na tarce imbir, dodać do kurczaka razem ze skórką z cytryny, kminem, kolendrą i karry. Smażyć jeszcze chwilę. Zalać całość bulionem i mleczkiem kokosowym, dodać liście kaffiru. Gotować przez około 10 minut.
Na końcu dodać bób, gotować jeszcze 5 minut. Doprawić do smaku skórką i sokiem z limonki oraz solą i pieprzem. Wyjąć z zupy liście kaffiru.

Zupę podawać gorącą, posypaną posiekaną kolendrą i dymką.

Smacznego!

Ja tymczasem popadam w marazm; już za dziewiętnaście dni znów idę do szkoły!

4 komentarze:

  1. mi się zdarza,że 15 w środę jest pechowy, a piątek 13 dość miły. Różnie to bywa :)
    Zupa w sam raz na tę pogodę za oknem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm...czy jestem przesądna? Chyba w drugą stronę, bo jak dotąd piątek 13-tego to dla mnie często dzień szczęśliwy :) Kilka lat temu właśnie w rzeczony piątek obroniłam swoją pracę magisterską;)Więc myślę, że to kwestia podejścia :) A taka rozgrzewająca zupa przydałaby mi się teraz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam takie jedzenie! Mogłabym jeść takie zupy codziennie<3

    OdpowiedzUsuń