To może nie jest najlepszy temat na bloga kulinarnego, szczególnie, jeśli w drugiej części posta chcę Wam przekonać do upieczenia naprawdę pysznego ciacha. Ale... Skoro mnie tak męczyli przez cały tydzień, to mam teraz nieodpartą chęć dzielenia się wiedzą. Jednak czytelnikom o słabych nerwach, tudzież bogatej wyobraźni, radzę od razu przejść do przepisu.
Mowa bowiem dzisiaj będzie o bakteriach. Tak, tak - szkoła cukiernicza to nie tylko obkładanie ciast kremami i pieczenie hurtowych ilości muffin i ciasteczek. To długie godziny teorii na temat składników, wartości odżywczych, kalorii, a także higieny i mikroorganizmów.
Z biologii zapewne pamiętacie (a jak nie, to zaraz Wam przypomnę), czym są mikroorganizmy. To takie maleńkie stworzonka, zazwyczaj niewidoczne gołym okiem, które są wszędzie. Żyją sobie na nas, na jedzeniu, na naszych czworonożnych pupilach, w kuchni i łazience. Część z nich jest nam potrzebna, większość jednak - niekoniecznie. To przez nie żywność się psuje, a my chorujemy. Część z nich wykorzystujemy - choćby do pieczenia chleba czy ciast drożdżowych, do wyrobu sera, wina, piwa, jogurtów i innych produktów mlecznych. Przed pozostałymi staramy się chronić, a najłatwiej to osiągnąć zachowując w kuchni higienę. Nieco inaczej sprawa ma się w kuchni domowej, gdzie przygotowujemy posiłki dla siebie i najbliższych; inaczej, gdy karmimy codziennie setki ludzi. Wtedy musimy zachować bardzo dużą ostrożność, inaczej możemy poważnie naszym klientom zaszkodzić. Większość z chorób wywołanych bakteriami w jedzeniu nie jest groźna dla życia, ale bywa bardzo nieprzyjemna. Trzeba więc dokładnie znać wszystkie procedury, i się do nich stosować. Jak to wygląda w praktyce? Dowiem się już w tym tygodniu, dzisiaj bowiem rozpoczynam praktyki. Po drugiej stronie ulicy jest mała piekarnia, i zgodzili się mnie na ten tydzień przyjąć. Jestem bardzo podekscytowana, a jednocześnie nieco nerwowa - bo to jednak zupełnie coś innego niż swobodne zabawy w szkolnej kuchni... Niemniej - mam nadzieję, że pójdzie gładko, i będę miała tylko dobre doświadczenia. O których zresztą będę musiała opowiedzieć całej klasie, co już w ogóle mnie przeraża (wystąpienia publiczne, szczególnie w języku duńskim, nie są moją mocną stroną).
Teraz już zostawmy bakterie w spokoju, a przejdźmy do ciasta. Od dawna patrzyłam na nie pożądliwie, bo na zdjęciach w The hummingbird bakery, kagedage Tarka Maloufa wygląda niezwykle apetycznie. Niby zwykłe ciasto ucierane, a dodatki sprawiają, że smakuje naprawdę wyjątkowo.
Gdy zobaczyłam borówki w promocji, od razu wiedziałam, co z nich przygotuję. Akurat miałam w domu orzechy pekan, które kupiłam już jakiś czas z temu, z myślą sama już nie wiem o czym (chyba coś z syropem klonowym - to takie klasyczne połączenie); ale jeśli ciężko je Wam kupić, możecie użyć włoskich. Ciasto wychodzi miękkie, delikatne i wilgotne, pięknie pachnie masłem i lekko cynamonem. Soczyste owoce, chrupiące orzechy i bajecznie pyszna kruszonka sprawiają, że nie można mu się oprzeć. Gwarantuję, nikt nie odejdzie od stołu bez dokładki.
Ciasto ucierane z jagodami, orzechami i kruszonką
Składniki:
(na keksówkę 8x22 cm)
- 190 g miękkiego masła
- 125 g cukru
- 3 jajka
- 190 g mąki pszennej
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/4 łyżeczki soli
- 1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
- 1,5 łyżki mleka
- 125 g jagód lub borówek amerykańskich
- 50 g orzechów pekan
kruszonka:
- 30 g mąki pszennej
- 20 g zimnego masła
- 15 g cukru trzcinowego
- 20 g orzechów pekan
- 1/4 łyżeczki mielonego cynamonu
Orzechy na kruszonkę drobno posiekać. Mąkę przesiać, wymieszać z orzechami, cukrem i cynamonem. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami. Odstawić.
Jagody dokładnie obtoczyć w 1 łyżce mąki.
Masło utrzeć z cukrem na puszystą, jasną masę. Po jednym wbijać jajka, dokładnie miksując po każdym dodaniu.
Pozostałą mąkę przesiać, wymieszać z proszkiem, solą i cynamonem. Partiami dodawać do ciasta, dokłądnie miksując. Wlać mleko, wsypać orzechy, połączyć. Dodać jagody. delikatnie wymieszać łyżką, uważając, żeby nie rozgnieść owoców.
Ciasto przelać do formy wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w 180 st. C. przez 45-60 minut, do suchego patyczka.
Przestudzić w formie, następnie wyjąć na kratkę.
Smacznego!
Egzamin z bakterii zaliczyłam pomyślnie - trochę się denerwowałam, ale nie było tak źle. Co prawda nastąpiło drobne nieporozumienie, ale nie zaszkodziło ono mojej ocenie. Otóż na pytanie, kiedy należy myć ręce w pracy, odpowiedziałam, między innymi, że po kichnięciu w rękę. Po duńsku kichnięcie to nys, ja jednak napisałam ten wyraz z błędem: nus, co wygląda niemal jak mus. W związku z tym, przy omawianiu pracy, nauczycielka spytała mnie, co miałam na myśli pisząc, że należy myć ręce po myszy w dłoni...
Sytuację skonkludowałyśmy tym, że ręce myć należy i po kichnięciu, i po myszy. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało...
Ale ciacho :)
OdpowiedzUsuńMój brat miał egzamin ostatnio z mycia rąk, wychodzi na to,że całe życie robiłam to źle -ku radości bakterii ;)
Bardzo smakowite ciacho :)
OdpowiedzUsuńSuper wpis. Powtórzyłam sobie biologię. Nie życzę myszek nigdzie. A ciasto wygląda na takie co tylko jeść należy ;-)
OdpowiedzUsuńTaaaak, ręce należy myc jak najczęściej :)
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda to ciacho :)
Z kruszonką musi smakować bosko :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie ciacha :)
OdpowiedzUsuńnajlepiej na mysz nie kichać ;))))
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twoje wpisy czytać :) jakbym była obok
ciacho zabieram, póki jeszcze coś zostało ;))))
Ciasto wygląda pysznie:)
OdpowiedzUsuńPrzydało by mi się taki ciasto :) Byłoby idealnym pocieszycielem. Mogła byś poczęstować kawałkiem, chociaż wątpię, czy by wystarczył kawałek. Niech ktoś zabierze ode mnie to cholerne grypsko! Ja chcę już wrócić do kuchni :)
OdpowiedzUsuńJa cały tydzień chodziłam jakaś taka... Nijaka... Więc wiem, o czym mówisz. Szybkiego powrotu do zdrowia życzę :)
UsuńMam nadzieję, że będziesz dzieliła się wrażeniami z praktyk również tutaj ;) Piękne ciasto, uwielbiam borówki.
OdpowiedzUsuńTo jest dokładnie to co lubię : prosto i pysznie. A do tego jak ładnie :)
OdpowiedzUsuńCiasto wygląda pysznie.A najbardziej ta kruszynka mi w oko wpadła ;)
OdpowiedzUsuńPyszne letnie ciasto.
OdpowiedzUsuńPyszniutkie ciacho :-) a te bakterie, no cóż z chęcią się dowiem o nich więcej :-) gratuluję zdanego egzaminu :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie wilgotne ciasta! cóż to za szkoła cukiernicza?:)
OdpowiedzUsuńSzkoła zawodowa :) Która, mam nadzieję, sprawi, że zawodowo będę mogła zajmować się tym, co lubię najbardziej :)
UsuńI tego się trzymaj. To wielkie szczęście robić to co się kocha, lubi:)
Usuń:) Gratulacje! Ciasto przypomina keks angielski. Łatwe, szybkie i przepyszne :). Jeszcze nie próbowałam orzech pekan w wypiekach, muszę spróbować :)
OdpowiedzUsuńWygląda extra, szkoda że mam post na słodycze i ciasta, nie wiem jak długo wytrwam, ale chyba nie długo jeśli będę trafiać na takie blogi jak Twój :)
OdpowiedzUsuńPysznie wygląda to ciacho! :)
OdpowiedzUsuńborówki <3 poproszę od razu kawałek, albo dwa :D
OdpowiedzUsuńŚwietne ciasto i bardzo ciekawie czyt się Twój wpis :D naaaa zdrowie!
OdpowiedzUsuńPyszne ciasto - a ręce faktycznie lepiej myć często :)
OdpowiedzUsuńNie przeszłabym obojętnie koło tego ciasta...
OdpowiedzUsuńmmm jagodowe cudowności ....:)
OdpowiedzUsuńCudne ciasto, bardzo lubię jagody czy borówki, w połączeniu z orzechami mmm... musiało być pysznie. Gratuluję zdanych egzaminów!
OdpowiedzUsuńSuper, gratuluję zdanego egzaminu! :)
OdpowiedzUsuńA językowe wpadki bywają śmieszne ;) Ale przy tym szybciej zapamiętuje się słówka :)
Powodzenia na praktykach :)
ciacho wygląda bosko:)
OdpowiedzUsuńMmm... pyszne, letnie ciasto :)
OdpowiedzUsuńGratuluję zdanego egzaminu ... szkoły niezmiennie zazdraszczam (w pozytywnym tego sensie) .... a ciasto upiekę któregoś dnia, bo uwielbiamy borówki
OdpowiedzUsuńO, i to jest ciasto dla mnie :)) Słodkie i chrupiące, mniam :) Kupię jagody i wypróbuje. Dam znać, jak smakowało :) Tylko deszcze musi przestać padać, bo nie ma mowy, żebym wyszła z Zuzią w taką ulewę ;(
OdpowiedzUsuńMusi być pyszne :)
OdpowiedzUsuńSuper ciacho. Powodzenia na praktykach ;)
OdpowiedzUsuńAle przywołałaś smaki lata tymi jagodami ;) ciasta z kruszonką uwielbiam, choć nawet czasem samą nią się najem, bo jestem uzależniona od niej :))
OdpowiedzUsuńSuper wygląda to ciasto. :)
OdpowiedzUsuńAle fajne, wiosenne ciacho!
OdpowiedzUsuńMiłej zabawy na praktykach ;)
Bardzo apetyczne i bez bakterii. Takie lubię. Pozdrawiam i udanych praktyk.
OdpowiedzUsuń