Dziś też nie za długi wpis...
Wczorajsza impreza udała się naprawdę znakomicie - rozweseleni alkoholem Duńczycy są bardzo, hmm... Ciekawi. W związku z tym, że zawarliśmy z C. umowę o alkoholizacji (ja prowadziłam wczoraj, w piątek to on będzie kierowcą), wspomnienia mam bardzo, ekhm... Żywe. Poza tym, że pod koniec już mi się troszkę oczy kleiły (pobudka przed piątą rano dawała o sobie znać), to uważam wieczór za udany. Gdyby jeszcze tylko bardziej się postarali w kwestii jedzenia (szału nie było, że tak powiem), to w ogóle byłaby bajka. Teraz zaczynam być ciekawa piątkowej zabawy...
Co do ciasteczek - śliczne są, prawda...? Urocze serduszka, zatopione w białej czekoladzie i obsypane pistacjami. Bardzo, bardzo świąteczne, z wyraźnym smakiem imbiru (jeśli nie przepadacie za jego ostrym aromatem, radzę zmniejszyć ilość - jest tutaj bardzo wyczuwalny), złagodzonym przez czekoladę. W środku znajdziecie też czekoladę (według oryginalnego przepisu należy ją zetrzeć na tarce, ale... O ile roztapianie czy siekanie sprawia mi ogromną przyjemność, o tyle tarcie to męczarnia jakich mało. Drobno posiekana działa jednak bardzo dobrze) i rodzynki, które nadają tej specyficznej, smakowitej słodyczy. Podsumowując - wyszły naprawdę pierwszorzędnie! Ale ile się z nimi nerwów najadłam...
Zagniotłam ciasto - wyszło podejrzanie rzadkie. Siedziało kilka godzin w lodówce, później jeszcze jedną w zamrażarce - i nic. Lepiło się niemiłosiernie, wałkowanie to mordęga mimo, że wałkowałam pomiędzy dwoma arkuszami papieru do pieczenia. Wykrawanie okazało się niemożliwe. Koniec.
Patrzę na zdjęcie w książce - idealne serduszka, wszystko gra. Więcej mąki...? Bałam się, że przez to będą twarde i niedobre. W związku z tym upiekłam rozwałkowany placuszek, ostudziłam i dopiero wtedy powycinałam serduszka. Wyszły, jak już pisałam, naprawdę dobre. Potrzebują tylko trochę cierpliwości...
I żelaznych nerwów też.
Przepis z Småkager. Kræs for slikmunde - pierwszy, który okazał się być tak niedopracowany. Do tej pory zastanawiam się, jak oni te ciastka przed pieczeniem wycinali...
Imbirowe serca w białej czekoladzie
Składniki:
(na 15-20 sztuk)
- 50 g rodzynek
- 65 g ciemnej czekolady (50%)
- 40 g świeżego imbiru
- 1 jajko
- 20 g miękkiego masła
- 30 g cukru
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 100 g mąki pszennej
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
dodatkowo:
- 120 g białej czekolady
- 30 g niesolonych pistacji
Rodzynki i czekoladę drobno posiekać, imbir obrać i zetrzeć na tarce.
Masło zmiksować z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą masę, wbić jajko, zmiksować do połączenia składników.
Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, wymieszać z rodzynkami, czekoladą i imbirem. Partiami dodawać do masy maślano-jajecznej.
Masę zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce 1-2 godziny.
Schłodzoną masę rozwałkować między dwoma kawałkami papieru do pieczenia na kwadrat o grubości 3-4 mm. Przełożyć na blachę razem z papierem na spodzie.
Piec w 180 st. C. 12-15 minut.
Ostudzić na kratce.
Całkowicie ostudzone ciasto pokroić w kwadraty lub wicinać foremką dowolne kształty.
Pistacje drobno posiekać.
Czekoladę rozpuścić.
Połowę ciastek zanurzać w czekoladzie, następnie brzegi w pistacjach. Odłożyć do zastygnięcia.
Smacznego!
Siedzę sobie z kubkiem gorącej herbaty i patrzę na choinkę - udała nam się w tym roku, nawet pachnie choinką. C. leży wyciągnięty na kanapie z psą wtuloną w ramię.
Dobrze jest.
Dobrze jest.
Boskie! :)
OdpowiedzUsuńz pistacjami... mmm ;)
OdpowiedzUsuńJa to chyba nawet wolalabym posiekana czekolade, bo dzieki temu jest pewnie bardziej wyczuwalna. Wygladaja smakowicie, choc faktycznie, sa dosc wymagajace.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze w piatek bedziesz sie dobrze bawic, a alkoholizacja rozwiaze ci jezyk :P