W niedzielę obudziłam się i z zachwytem patrzyłam przez okno przez kilkanaście minut. Chwilę później byłam już ubrana i niemal siłą wyciągałam C. z łóżka marudząc, że koniecznie musimy iść do parku teraz, zaraz. Natychmiast! Wszystko dlatego, że przez noc napadało całe mnóstwo śniegu! Mięciutki, puszysty, w dodatku idealny do lepienia śnieżek. Z Ptysią miałyśmy ogromną frajdę goniąc się - ja miałam śniegu po kostki, ona niemal w nim tonęła. I muszę powiedzieć, że wyglądała przezabawnie kicając bardziej jak zając niż chodząc jak na poważnego psa przystało.
Dziś niestety śnieg jest już strasznie twardy - w ciągu dnia nieco się roztopił, w nocy znów zamarzł. Chodniki śliskie niemożliwie, więc spacer moją szalejącą psą do najbezpieczniejszych nie należał. Nic to. Ważne, że wszędzie jest biało - oby tak zostało aż do Świąt.
I tylko C. marudził, że wcale nie chce mu się jechać do pracy. W sumie, to się nie dziwię - też by mi się nie chciało...
W sobotę za to, kiedy C. był pół dnia poza domem, szalałam w kuchni z następną partią ciasteczek - tym razem upiekłam cztery rodzaje maleńkich pyszności. Przepis na pierwsze, które chcę Wam pokazać, pochodzi z książki Småkager. Kræs for slikmunde. Kupiłam ją już dość dawno, bo zachwyciła mnie objętością (prawie 200 stron formatu A4), ilością i różnorodnością przepisów, a także ślicznymi, kolorowymi zdjęciami. Nie jestem wielką fanką pieczenia ciasteczek - szczególnie tych, które trzeba wycinać i wykrawać - i miałam nadzieję, że taka pozycja na półce zmieni moje nastawienie. Cóż... Przed Świętami, kiedy ogarnął mnie ciasteczkowy szał, okazała się niezwykle przydatna.
Te akurat pyszności robiłam już kilka razy wcześniej, jednak aromat pomarańczy i czekolady, delikatnie podkręcony kardamonem może być bardzo świąteczny. Poza tym ciacha są naprawdę świetne - robi się je błyskawicznie i bardzo łatwo, i choć nie wyglądają powalająco, zaskakują bogatym smakiem. Do puszki jak znalazł!
Czekoladowo-pomarańczowe całuski z nutą kardamonu
Składniki:
(na 25-30 sztuk)
- 125 g ciemnej czekolady (70%)
- 100 g masła
- 100 g cukru
- 1 jajko
- 200 g mąki pszennej
- 1 łyżeczka proszku dopieczenia
- 1 łyżeczka kardamonu
- 1 łyżka kakao
- skórka otarta z 2 pomarańczy
dodatkowo:
- 1 łyżka cukru pudru
Czekoladę rozpuścić na parze z masłem i ostudzić. Jajko ubić z cukrem na puszystą, jasną masę. Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, wymieszać z kardamonem, kakao i skórką pomarańczową.
Do ubitego z cukrem jajka wlać czekoladę, wymieszać łyżką. Partiami dodawać mąkę, połączyć. Masa powinna być zwarta, ale delikatnie lepka.
Z ciasta uformować kulę, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce 1-2 godziny.
Schłodzone ciasto odwinąć z folii, formować kuleczki wielkości orzecha włoskiego, lekko spłaszczać. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w odstępach - ciasteczka sporo rosną. Piec 12-15 minut w 180 st. C.
Przestudzić na kratce.
Jeszcze ciepłe ciasteczka oprószyć cukrem pudrem.
Smacznego!
Mam nadzieję, że ciasteczka jeszcze Wam się nie znudziły - dziś piekę kolejne (jeszcze jedna puszka czeka na wkładkę).
Słodziaki ;) Uwielbiam połączenie ciemnej czekolady z pomarańczami, chowam przepis do zrobienia po diecie :)
OdpowiedzUsuńSmakowity kąsek:)
OdpowiedzUsuńwyglądają przeuroczo ;) ja też ostatnio odkryłam frajdę wycinania ciasteczek
OdpowiedzUsuńSłodko!
OdpowiedzUsuńA u mnie sniegu jeszcze nie ma. I cale szczescie, bo pedalowanie w sniegu do najprzyjemniejszych nie nalezy ;)
OdpowiedzUsuńCiacha urocze. Czekolada i pomarancza to boska kombinacja.