Witajcie!
W tym roku świąteczna przerwa od blogowania wydłużyła mi się niesamowicie. I to bynajmniej nie dlatego, że tak się objadłam wigilijnymi smakołykami, że przez dwa bite tygodnie nie byłam w stanie podnieść się z kanapy. Wręcz przeciwnie; dopiero dwudziestego drugiego grudnia wróciłam do domu z Zelandii, żeby później niemal codziennie być w pracy, aż do Nowego Roku. Tu chwilę sobie odsapnęłam, a później brutalny powrót do codzienności i pobudek o godzinach co najmniej nieprzyzwoitych. I tak się to wszystko kręci, a ja nie do końca się w tym odnajduję. Tymczasem już za trzy tygodnie znowu będę w szkole; ciężko więc wejść w rytm, który w grudniu kompletnie zagubiłam.
Dzisiaj wstałam chwilę po ósmej, zjadłam śniadanie razem z C., zanim musiał jechać do pracy, i w końcu włączyłam komputer. Usiadłam przed pustym plikiem notatnika, odetchnęłam głęboko i... Poczułam to. Nieodpartą chęć pisania. Bo wiecie co...? Już zdążyłam się stęsknić...
Dzisiaj mam dla Was jeden z kultowych duńskich przepisów - przynajmniej w moich oczach. Nie mam pojęcia, czy w innych rodzinach też jest taka tradycja; wiem, że u C. kolacja noworoczna nie może się obyć bez cytrynowego musu. Podobno jacyś znajomi przygotowują go częściej; u C. jada się go tylko raz do roku - w Sylwestra.
Tak naprawdę to nic skomplikowanego ani niezwykłego - ot, puszysty mus cytrynowy z jajkami, pod chmurą lekkiej bitej śmietany. Ale wiecie co? Jedzony tylko raz w roku, ma jakieś magiczne właściwości. Tak jak barszcz czy pierogi - tego wieczoru smakuje wyjątkowo.
Przepis dostałam od Teściowej, a ona ma go od swojej mamy, która ma go od swojej mamy... Jest to więc rodzinny przepis z tradycjami, i nic w nim nie zmieniałam. No, poza kolejnością mieszania składników - moim zdaniem dużo bezpieczniej dodawać żelatynę do ubitych żółtek niż do bitej śmietany.
Mus wychodzi dość kwaśny i zdecydowanie wyrazisty. Świetnie smakuje z kieliszkiem słodkiego, musującego wina. I choć trochę się denerwowałam, czy sprostam wymaganiom, okazało się, że zupełnie niepotrzebnie - smakował dokładnie tak jak powinien.
To jak - skusicie się...?
Noworoczny mus cytrynowy z bitą śmietaną
Składniki:
(na miskę o pojemności 3 l)
- 8 jajek
- 500 ml śmietany kremówki (38%)
- 160 g cukru
- sok z 5 cytryn
- 10 listków żelatyny
dodatkowo:
- 400 ml śmietany kremówki (38%)
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Żółtka utrzeć z cukrem na puszystą, jasną masę. Dodać sok z cytryny, dokładnie zmiksować.
Kremówkę ubić na pół-sztywno.
Białka ubić na sztywno.
Żelatynę odcisnąć, rozpuścić. Powoli wlewać do żółtek, cały czas miksując. Następnie partiami dodać śmietanę, a na końcu białka, delikatnie mieszając łyżką.
Mus przełożyć do miski lub szklanek, schłodzić w lodówce przez minimum 3-4 godziny.
Przed podaniem ubić pozostałą kremówkę, wyłożyć na mus.
Smacznego!
Zgodnie z tradycją, deser przygotowałam w dużej, szklanej misce; tylko do zdjęcia odłożyłam małą porcję. Szklankę zdecydowanie łatwiej sfotografować...
UWielbiam takie świeże smaki :)
OdpowiedzUsuńgenialny mus, po tych świątecznych deserach odświeżający ;)
OdpowiedzUsuńTy się stęskniłaś za pisaniem a ja za czytaniem... ale czasem te przerwy są potrzebne, żeby odpocząć, zebrać myśli ale zatęsknić za blogowaniem 😊
OdpowiedzUsuńMus wygląda obłędnie i najpewniej jeśli jadą z go raz do roku smakuje wyjątkowo 😋
Bardzo lubię cytrynowe desery. Chętnie wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńTo musi być bardzo orzeźwiający smak.
OdpowiedzUsuń