poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Pożegnanie z truskawkami

Wracałam dziś do domu autobusem (C. - chyba, bo nie daje znaku życia - odebrał po południu autko od mechanika - mam nadzieję, że już jeździ do tyłu). Siedzę sobie spokojnie z nosem w książce, aż tu nagle słyszę za plecami: Ooo, ja tu chyba widzę polskie literki! Zdziwiona, odwracam głowę, a tam pani dobrze po pięćdziesiątce. I - jak byk! - mówi do mnie w języku mym ojczystym. Nieźle się zdziwiłam. 
Porozmawiałyśmy aż do jej przystanku. Przyjemnie tak usłyszeć niespodziewanie swój język tak daleko od domu. Szczególnie, jeśli nie jest to ulubione słowo Polaków ogólnie uznawane za niecenzuralne. 

Zanim wsiadłam do autobusu, drogą kupna nabyłam pewną ciekawą rzecz, która mam nadzieję przyda mi się, kiedy już skończę wypoczywać. W tym tygodniu nie będę miała czasu na tak pracochłonne przedsięwzięcie, jakie sobie wymyśliłam. Ale jak tylko wrócę - będzie się w mojej kuchni działo!

Pierwszy dzień w pracy nie obfitował w niespodzianki - pracy jest mnóstwo i wszyscy, łącznie z szefową, powitali mnie uśmiechami ulgi i szczęścia. K. ledwo żyje, i ja się jej wcale nie dziwię. Mam nadzieję, że niedługo wszystko się unormuje... Niemniej przyjemnie jest usłyszeć od szefowej, że tęskniła, i to nie just a little bit, ale a lot. W związku z tym pożegnałam się z przewidywanym na jutro dniem wolnym w całkiem optymistycznym nastroju. Poza tym, biorąc pod uwagę, ile czasu w tym miesiącu spędziłam i spędzę na urlopie, przyda się te parę godzin ekstra.

W związku z tym, że do domu wróciłam raczej zmęczona, nie chciało mi się niczego piec. Ale że kupiłam ostatnie już chyba truskawki, doszłam do wniosku, że trzeba coś z nimi zrobić. Malutkie, dość kwaśne, same w sobie szału nie robią już, niestety. I wtedy pomyślałam o galaretkach - widziałam takie na kilku blogach, poza tym któż nie zna galaretek owocowych? Żeby było ciekawiej, przygotowałam je w wersji mini, z czekoladą na wierzchu. Ekstrakt z limonki nadaje ciekawej nuty, ale myślę, że z wanilią będą równie pyszne. Albo zupełnie bez niczego.
Mniamniuśne wyszły. Ostatni smak lata?

Galaretki truskawkowe



Składniki:
(na 20-25 sztuk)
  • 200 g truskawek
  • 2 łyżki cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu z limonki
  • 3 łyżeczki żelatyny
  • 1 łyżka zimnej wody
  • 50 ml gorącej wody

dodatkowo:
  • 70 g czekolady (49%)

Truskawki umyć, odszypułkować, zmiksować na gładką masę z cukrem i ekstraktem. Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie, zalać gorącą, mieszać aż do rozpuszczenia. Przestudzić.
Chłodną żęlatynę wymieszać z masą truskawkową. Przelać do silikonowych foremek do lodu, schłodzić w lodówce 2-3 godziny.

Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej i przestudzić.
Gotowe galaretki wycisnąć z foremek. Ułożyć na papierze do pieczenia, zrobić paseczki z czekolady. Zostawić do zastygnięcia.
Podawać schłodzone.

Smacznego!

Zdjęcie, jakie jest, każdy widzi. Nie, żeby normalnie moje zdjęcia powalały, ale to jest wyjątkowo paskudne. Wszystko dlatego, że o 21:27 nie ma już słonka, i zostaje tylko sztuczne światło, z którym mój aparat w makro zupełnie sobie nie radzi. A szkoda. Bo to znaczy, że będzie już tylko gorzej, aż do następnych wakacji. Heh...

4 komentarze:

  1. Powroty z urlopu bywaja trudne, to fakt...
    Ale taka galaretka na oslode - i wszystko staje sie bardziej znosne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. pyszne takie galaretki muszą być:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego twierdzisz, że zdjęcie jest paskudne? Ja uważam, że jest wspaniałe :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. aż zatęskniłam za truskawkami:)

    OdpowiedzUsuń