niedziela, 27 lutego 2011

W domu nad jeziorem

Niedziela. Już? Tak naprawdę w tej chwili wszystko mi jedno, jaki mamy dzień tygodnia. Wszystkie zimne, kończone gorącą herbatą z miodem, zaczynane spokojną kawą z mlekiem. Bez presji, kombinowania, czas przelatujący przez palce obserwuję z przyjemnością. Czegokolwiek bym nie robiła, skutek będzie taki sam, a to przynajmniej sprawia mi przyjemność. Stanie w kuchni i przyglądanie się zatopionemu pod śniegiem ogrodowi, w którym już niedługo - mam nadzieję - będą rosły marchewki i rzodkiewki, słoneczniki będą kłaniać się słońcu, a róże pachnieć oszałamiająco. W rogu posadzimy kwaskowy rabarbar, zaraz obok słodkich malin i truskawek. Ciekawe, ile wtedy będę miała czasu?



Ostatnio miałam możliwość obejrzenia pewnego filmu - po raz trzeci. Nie nudził mnie - wręcz przeciwnie. Znając zakończenie, emocjonowałam się historią. Zwolennicy ambitnego kina pokiwają teraz nade mną z politowaniem głowami, ale jestem kobietą i lubię filmy dla kobiet. Nie wszystkie, ale Dom nad jeziorem zdecydowanie kwalifikuje się do kategorii obejrzeć jeszcze raz z pewnością nie zaszkodzi. Dlaczego? Ha! Chyba tak po prostu - mi się podoba. Bo jest romantyczna miłość, trudna z powodu różnicy czasu, skradająca się małymi kroczkami, a w końcu pukająca do drzwi i nie dająca o sobie zapomnieć, mimo ukierunkowanych starań. 

Fabuła kręci się wokół tytułowego domu nad jeziorem, z którego Kate właśnie się wyprowadziła, a Alex wprowadził. Piszą do siebie listy, zostawiając je w skrzynce przy domu. Próbują się spotkać, jednak okazuje się, że to nie był ten właściwy moment. 
Moja ulubiona scena to ta, w której tańczą. Kiedy Alex próbuje powiedzieć dziewczynie, w której się zakochał, że ona też obdarzy go uczuciem. Jednak to też nie była ta chwila.

Tak, wiem, że związki przyczynowo-skutkowe w tym filmie właściwie nie istnieją. Że przeszłość nie ma na przyszłość takiego wypływu, jaki mieć powinna. Że scenarzyści prawdopodobnie sami nie wiedzieli, jak pewne rzeczy wyjaśnić, więc po prostu zostawili je takimi, jakie są. Widzu, może sam się domyślisz. Albo inaczej: może lepiej wcale się nad tym nie zastanawiaj? 
I choć analityczna część mojej duszy burzy się okropnie, za każdym razem oglądając Dom nad jeziorem uciszam ją i pozwalam się delektować tej wrażliwej, podatnej na sugestie i romantyczne gesty. Na film patrzy się po prostu przyjemnie, a tak naprawdę  która kobieta nie kryje w sobie marzeń o mężczyźnie, który jest w stanie czekać na nią tak długo? 


Dom nad jeziorem
2006
reżyseria: Alejandro Agresti
scenariusz: David Auburn
Kate: Sandra Bullock
Alex: Keanu Reeves

1 komentarz:

  1. wspanialy film, dlugo po koncowych napisach siedzialam i myslalam.... :) wspanialy post, pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń