środa, 20 stycznia 2016

Poświąteczne zaległości: duńskie orzeszki z pieprzem w wersji de luxe

Gdy wracałam do domu ostre, zimowe słońce świeciło mi prosto w oczy, a ośnieżone pola skrzyły się, niczym obsypane tysiącami najdrobniejszych diamentów. Dachy przykryte równą warstwą białego puchu, drzewa i krzewy zawinięte w zimowy całun. Zmrożony świat emanuje chłodnym pięknem, któremu nie potrafię się oprzeć. Zabrałam więc Ptysię na spacer, żeby nacieszyć się nim z bliska. Nasze oddechy zamieniały się w obłoczki pary, a jej łapki zostawiały małe ślady w świeżym śniegu. Gdy wróciłyśmy, było już niemal ciemno. 
Gdy brakuje słonecznego blasku, mroźny świat wydaje się być zdecydowanie mniej przyjazny...

W związku z tym, że pogoda iście bożonarodzeniowa, uznałam, że to odpowiedni moment na podzielenie się z Wami ostatnim świątecznym przepisem. 
Tradycyjne pebernødder już Wam pokazywałam; C. jednak domagał się ich uparcie, postanowiłam więc znaleźć nowy przepis. Akurat kupiłam najnowszy, grudniowy numer Hjemmets bedste mad, a tam orzeszki w zupełnie nowej odsłonie. Powiedziałabym, że to wersja de luxe: z cytrusowymi skórkami i pistacjami. Najbardziej mnie jednak wśród składników zaskoczył amoniak. Jeszcze się z tym nie spotkałam. Podchodziłam do tego pomysłu jak do przysłowiowego jeża; zapach amoniaku znam doskonale (piekarze uważają za doskonały dowcip podsuwanie pudełka pełnego tego cuda prosto pod nosy niczego nie spodziewających się praktykantów), i muszę przyznać, zupełnie mnie do niego nie ciągnie. Z drugiej strony, uwielbiam wszelkie eksperymenty w kuchni; amoniak podobno nadaje wypiekom charakterystyczną, chrupiącą skórkę i krucho-chrupiącą strukturę; jednym słowem: jest nie do zastąpienia. Zaryzykowałam więc.

Podczas pieczenia nie było źle. Do momentu otwarcia piekarnika. Wtedy w nos uderza bardzo intensywny i średnio przyjemny zapach (czego w zasadzie nikt nie chce, prawda...?). Wciągałam więc powietrze niczym przed nurkowaniem i starałam się jak najdłużej wstrzymywać oddech. Obiecywałam też sobie, że już nigdy więcej takiej głupoty nie zrobię, a w głębi serca bałam się straszliwie, że moje orzeszki będą smakować... No, wiadomo czym
Okazało się jednak, że warto było się poświęcić, nie trzeba było za to martwić się na zapas. Smak i zapach amoniaku ulatniają się całkowicie, a ciasteczka są mega chrupiące i pyszne. Na pierwszy plan wysuwa się smak i aromat cytrusów, a pistacje nadają niepowtarzalnego uroku. Może więc skusicie się na takie ciasteczka w karnawale...?

Oczywiście, zamiast amoniaku możecie użyć sody; z jej dodatkiem robiłam je poprzednim razem - też są pyszne!

Cytrusowe orzeszki z pieprzem i pistacjami


Składniki:
(na 200 sztuk)
  • 250 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka amoniaku
  • 1 łyżeczka mielonego cynamonu
  • 1 łyżeczka mielonego kardamonu
  • 1 łyżeczka mielonego białego pieprzu
  • 1/2 łyżeczki mielonego ziela angielskiego
  • 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
  • 75 g zimnego masła
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • skórka otarta z 1 pomarańczy
  • 50 g niesolonych pistacji
  • 125 g cukru
  • 2 jajka
Mąkę przesiać, wymieszać z amoniakiem i przyprawami. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć między palcami. Dodać skórki cytrusów, pistacje i cukier, połączyć. Wbić jajka, zagnieść ciasto. 
Zawinąć ciasto w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez minimum 1 godzinę.

Schłodzone ciasto podzielić na 4 równe części. Z każdej uformować wałeczek grubości małego palca, a następnie pokroić na kawałki długości 1 cm. Z każdego kawałeczka uformować kuleczkę.
Kulki ciasta ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując niewielkie odstępy.

Piec w 200 st. C. 8-10 minut.
Ostudzić.

Smacznego!


Muszę się Wam do czegoś przyznać... W poniedziałek zaliczyłam wpadkę: ugotowałam absolutnie niejadalną zupę. Pierwszy raz w życiu! Niby krem, a jednak grudkowaty; z dziwnym posmakiem zostającym na podniebieniu i paskudnymi chipsami. Uch... Bardzo byłam nieszczęśliwa.

Macie więc może jakieś sprawdzone przepisy na zimowe zupy...? Takie, żebym po ich ugotowaniu poczuła się ze sobą lepiej...?

19 komentarzy:

  1. mam pomysł: dasz mi trochę tych ciasteczek, a ja zapraszam na zupkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znów takie aromatyczne pyszności, nic tylko piec :) A zupą się nie przejmuj ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj cudownie wyglądają te orzeszki i coś mi się wydaje, że szybko uciekają z pudełka ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Amoniak tak ma, ale potem wszystko jest ok.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze nigdy nie pieklam nic z amoniakiem, ale mam juz paczuszke, kupilam na Swieta i lezy. Dziekuje za ciekawy prrzepis, moze wreszcie cos zrobie :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam orzeszki we wszelakich konfiguracjach smakowych :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Możesz mi odsypać taką małą miseczkę, na pewno są pyszne;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Intrygujące połączenie smaków:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ależ one muszą być pyszne!

    OdpowiedzUsuń
  10. Lepiej się pozytywnie smakiem zaskoczyć niż spróbować i resztę wyrzucić :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Co tu dużo mówić po prostu MNIAM!:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nabrałam ochoty na Twoje ciasteczka tylko boję się tych pikantnych przypraw. Co do zupy, nie przejmuj się. Mi zdążyło się upiec chleb bez soli ;) Jeśli miałabyś ochotę zupę-krem z dyni (można użyć mrożonej) przyprawioną curry i czosnkiem, zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można oczywiście użyć ich mniej, ale moim zdaniem balans jest dobry :)
      Na krem z dyni zawsze mam chętkę :)

      Usuń
  13. Pierwsze słyszę o takich orzeszkach, zapisuję i gdy najdzie mnie ochotę to upiekę :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mmmm, zapowiadają się pysznie sądząc po liście składników :)

    OdpowiedzUsuń