Niewątpliwą zaletą pracy w weekend jest dzień lub dwa wolne w ciągu tygodnia. I gdy wszyscy muszą wstać wcześnie, ja mogę wylegiwać się w łóżku tak długo, jak będę miała ochotę. Albo przynajmniej do momentu, gdy Ptysia stanowczo nie zażąda spaceru. Idziemy sobie wtedy pustymi jeszcze niemal ulicami; sklepy ciągle są zamknięte, dopiero co zaczęło robić się jasno (pamiętajmy, że jest listopad; słońce ukazuje swe nieco pochmurne oblicze coraz później); z banku po drugiej stronie ulicy pracownicy pod krawatami zerkają na nas zazdrośnie. A my idziemy dalej; do parku, gdzie drzewa zgubiły już niemal wszystkie złote liście. Szeleszczą teraz pod stopami, i nie mogę się zdecydować, czy w porannej mgle park wygląda pięknie, czy raczej strasznie. Cóż, to chyba połączenie obydwu, wywołuje lekkie drgania w sercu.
Po powrocie do dziwnie chłodnego mieszkania wycieram Ptysi łapki, bo wiem, że zaraz z powrotem wskoczy do łóżka. Ja tymczasem wyjmuję ciasto drożdżowe, które przez noc rosło w lodówce, i pozwalam mu powoli dojść. W międzyczasie przygotowuję kremowe, marcepanowo-cynamonowe nadzienie, kroję biszkopt na trzy równe blaty i obieram warzywa na zupę, która rozgrzeje zmarzniętego C. po długich godzinach spędzonych w pracy.
Gdy w końcu włączam piekarnik, najpierw kuchnia, a później całe mieszkanie, wypełniają się przyjemnym ciepłem. Za nim podąża intensywny korzenny zapach moich drożdżówek. Później zostanie zdominowany przez zapach cebuli i czosnku, gotujących się powoli warzyw. A na końcu, nad tym wszystkim, gdy już skończę wszystkie kuchenne sprawy na dziś, uniesie się zapach świeżo zmielonej kawy... Bo choć pijam ją rzadko, dzisiaj jestem akurat w odpowiednim nastroju. Może dodam do niej szczyptę cynamonu...? Żeby poczuć delikatną nutę Świąt...
Po pracowitym przedpołudniu w końcu mogę usiąść i opowiedzieć Wam bardziej szczegółowo o drożdżówkach, które przygotowałam.
Ciasto drożdżowe, szczególnie w listopadzie, smakuje cudownie. Ciepłym domem, spokojem, relaksem. Nie można mu się oprzeć, szczególnie, gdy uzupełniają je wyraźne nuty kardamonu i cynamonu.
Przepis na te supełki znalazłam w książce Scandilicious baking Signe Johansen. Od razu mi się spodobały, bo kardamon to moja ulubiona przyprawa. Ciasto zagniata się wieczorem; rano wystarczy wyjąć je z lodówki, uformować i upiec. Oczywiście, zamiast całonocnego wyrastania w lodówce, możecie zafundować swoim drożdżówkom tradycyjne, godzinne wyrastanie w cieple. Trzeba wtedy dodać do ciasta nieco więcej drożdży; dwadzieścia pięć gram będzie w sam raz.
Nadzienie to po prostu niebo w buzi. W przepisie nie ma mowy o cynamonie, ale Signe sugeruje jego dodatek w adnotacjach. Skwapliwie skorzystałam z tego pomysłu; w końcu im więcej rozgrzewających przypraw, tym lepiej. Całość rozpływa się na języku: aromatyczne, delikatne nadzienie, owinięte sprężystym, miękkim ciastem. Na śniadanie, podwieczorek i kolację - sprawdzą się doskonale w każdej sytuacji.
Listopadowe must have, nie tylko dla fanów ciast drożdżowych.
Kardamonowo-migdałowe supełki
Składniki:
(na 16 sztuk)
ciasto:
- 325 ml mleka
- 50 g masła
- 600 g mąki pszennej
- 75 g cukru
- 1,5 łyżeczki mielonego kardamonu
- 1 łyżeczka soli
- 15 g świeżych drożdży
- 1 jajko
nadzienie:
- 75 g miękkiego masła
- 50 g mielonych migdałów
- 50 g marcepanu
- 50 g cukru
- 50 g creme fraiche (18%)
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- 1/4 łyżeczki soli
dodatkowo:
- 1 jajko
- 30 g płatków migdałowych
Mleko z masłem zagotować, przestudzić; ma być letnie, nie gorące.
Drożdże rozetrzeć z 1 łyżeczką cukru.
Do dużej miski przesiać mąkę, dodać cukier, kardamon i sól, wymieszać. Po środku zrobić wgłębienie, wbić jajko, wlać drożdże i mleko z masłem.
Wyrobić gładkie ciasto; może się delikatnie lepić.
Przełożyć ciasto do miski delikatnie posmarowanej olejem, przykryć folią spożywczą i włożyć na noc do lodówki.
Ciasto wyjąć z lodówki 30-60 minut przez rozpoczęciem pracy.
Wszystkie składniki nadzienie zmiksować w blenderze na gładką masę.
Ciasto rozwałkować na prostokąt o wymiarach 30x50 cm. Połowę ciasta (15x50 cm) posmarować nadzieniem. Złożyć ciasto na pół, sklejając brzegi. Pociąć je w poprzek na 16 równych pasków. Każdy z nich złapać za przeciwległe końce, skręcić 2-3 razy, skleić końcówki. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując spore odstępy.
Odstawić na 15-20 minut do wyrośnięcia.
Bułeczki posmarować roztrzepanym jajkiem, posypać płatkami migdałów.
Piec w 180 st. C. przez 15 minut.
Ostudzić.
Smacznego!
Przepis dodaję do skandynawskiej akcji Mopsika.
Muszę przyznać, że mam wyrzuty sumienia, że to dopiero mój pierwszy wpis... Ale ostatnio jestem taka zabiegana i zmęczona... Wykorzystałam więc pierwszą spokojniejszą chwilę, która się nadarzyła - i są. One: listopadowe drożdżówki idealne.
rozpłymąłym się jedząc takie cuda do kawusi :)
OdpowiedzUsuńTo jest tak dobre,że aż chce się rzucić pracę i lecieć piec:)
OdpowiedzUsuńLubie leniwe poranki, chociaż nie często mi się trafiają. Bułki pachną aż u mnie !
OdpowiedzUsuńWyglądają przepysznie!
OdpowiedzUsuńPyszniutkie!
OdpowiedzUsuńPrześliczne :)
OdpowiedzUsuńcoś dla mnie bo od 2 tygodniu mam takie wolne poniedziałki...:)
OdpowiedzUsuńDo porannej kawy byłyby idealne, zapisuję przepis:)
OdpowiedzUsuńOj co ja bym dała za wolny poniedziałek... Cudownie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńTy to wiesz jak przyciagnąć do siebie ;)
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę ;)
UsuńTo ja mam propozycję :-) ja w poniedziałki niestety pracuje to może się podzielisz takimi pysznymi supełkami :-)
OdpowiedzUsuńCzęstuj się :)
UsuńŚwietny wpis, przyjemnie się go czyta. Ja też dziś miałam taki leniwy spacer z psem rano i też zaraz chciała wracać do łóżka moja Pumbusia. Mam wrażenie, że Ty i ja jesteśmy do siebie bardzo podobne. Tylko ja niestety nie mam daru do pieczenia ;) Szczególnie ostatnio. Wiem, że masz teraz dużo nauki, pracy itd., więc naprawdę cieszę się, że dołączyłaś do akcji. Liczy się jakość, a te supełki są pierwsza klasa.
OdpowiedzUsuńTeż odnoszę takie wrażenie :)
UsuńPostaram się dołączyć z jeszcze przynajmniej jednym przepisem :)
Tak listopad to chyba najlepszy czas na drożdżówki, ależ mi smaka zrobiłaś <3 wyglądają cudownie!
OdpowiedzUsuńMagia Świąt haha mi też już powoli w głowie, a przecież tyle czasu jeszcze :D Ale kawa z cynamonem zawsze jest cudowna *.*
Czytając Twój wpis Gin, w całym pokoju zapachniało Twoimi drożdżówkami... Zapisuję ten przepis... może mi też się zdarzy wolny poranek...
OdpowiedzUsuńJestem miłośniczką ciasta drożdżowego :)
OdpowiedzUsuńPrzyglądanie się zdjęciom jedzenia o 22 jest niebezpieczneXD
OdpowiedzUsuńTe drożdżóweczki wyglądają idealnie i bardzo kusząco:)
To ja się poczęstuję przepysznymi bułeczkami, będę miała na jutrzejsze śniadanie ;)
OdpowiedzUsuńSmacznego ;)
UsuńJuż sobie wyobrażam jak one muszą cudnie pachnieć :)
OdpowiedzUsuńMnie się zdarzają takie poniedziałki tylko na urlopie...
OdpowiedzUsuńHa, ha. Jakbym czytała o moich wolnych piątkach. Też lubię taki wolny dzień spędzić w dużej części w kuchni. I zawsze zbudzi mnie mój kocur o zwykłej porze, bo przecież regularne posiłki to podstawa :) Chociaż często po takim wolnym dniu jestem bardziej zmęczona niż po pracy ;) Ale to relaks dla umysłu i okazja do kulinarnych eksperymentów.
OdpowiedzUsuńJuz czuję ich wspaniały zapach i smak. Muszę je koniecznie upiec! :)
OdpowiedzUsuńNadzienie marcepanowo-migdałowe to musi smakować wspaniale :)
OdpowiedzUsuńMuszę spróbować, wyglądają obłędnie:)!
OdpowiedzUsuńale tu pyszności :)
OdpowiedzUsuńPorywam przynajmniej dwie:)
OdpowiedzUsuńWyglądają przepysznie, muszę wypróbować. Uwielbiam takie połączenia smakowe, a ten supełkowy splot wygląda tak wdzięcznie ;)
OdpowiedzUsuń