środa, 29 czerwca 2011

Z Serii z Miotłą

W końcu! Znalazłam dość czasu, żeby skończyć książkę. Nie, żebym była jakoś szalenie zabiegana, nic z tych rzeczy. Po prostu ostatnio ciągle zdarza się coś ważniejszego - spacer z psem, wypad nad morze (bo ciepło, nareszcie!), czy też krótka wyprawa z Najlepszą Sąsiadką, kiedy naszym Panom nie chce się nic.
Wieczorem zwinęłam się w kłębek na kanapie, między śpiącym D. a siedzącym przed monitorem Szanownym Bratem, i odpłynęłam w jakże interesujący świat wykreowany przez Enę Lucię Portelę. Jej Sto butelek na ścianie jest powieścią niesamowitą, która wciąga od pierwszej do ostatniej strony, gdzie wszystkie wątki w końcu zbiegają się w zaskakującym, przez nic nie zapowiadanym, finale. 



Główną bohaterką, a zarazem narratorem, jest Zeta - dziewczyna z nadwagą, która skończyła za namową przyjaciółki studia. Gdy wydawnictwo, gdzie pracowała, plajtuje, łapie się różnych zajęć, niekoniecznie zupełnie legalnych. Potrafi kraść samochody, pomaga w tajemniczych interesach Panchola. Uwielbia seks, ale nie umie brać za niego pieniędzy (boi się namówić Lindę, swoją przyjaciółkę, a jednocześnie poczytną pisarkę, intelektualistkę, feministkę i lesbijkę, na zostanie jej alfonsem). Jest związana z Moisesem - tyranem, egoistą, nienawidzącym całego świata. Mężczyzna bije ją i upokarza na każdym kroku, jednak Zeta nie potrafi od niego odejść. Jest nim zafascynowana, i nie przeszkadza jej bycie głupią grubaską
Mieszkają z Zakątku Wesołego Młotka, wśród ludzi dziwnych, oryginalnych, czasem niebezpiecznych. Zeta wtrąca opowieści o swoim dzieciństwie, ojcu, W. wnuku markiza; mówi, jak poznała Lindę, Moisesa, skąd jej się wzięły takie a nie inne poglądy na świat. Jest otwarta, wyrozumiała, nie potrafi zostawić nikogo bez pomocy. Pije i puszcza się na umór, jednocześnie regularnie się spowiadając i chodząc do kościoła. Pełna sprzeczności, daje się zastraszyć dominującym osobowościom wokół niej, jednocześnie myśląc swoje. Jej punkt widzenia nie jest oczywisty, a przez to tak zastanawiający i interesujący.

Historia, mimo, że momentami tragiczna czy straszna, opowiedziana jest niesamowicie lekkim i wciągającym językiem, mnóstwo wątków pobocznych, pozornie nie mających znaczenia dla głównego, w końcu doprowadza nas do wielkiego finału, którego ja się zupełnie nie spodziewałam. Momentami śmiałam się w głos, innym razem zagryzałam wargi z przejęcia. 
Serdecznie polecam Sto butelek na ścianie - czyta się świetnie, nie jest głupim romansidłem, ale książką o uczuciach skomplikowanych, o których Portela potrafi opowiedzieć świetnie.

Sto butelek na ścianie
Ena Lucia Portela
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa, 2005

2 komentarze:

  1. super. im dziwniej, tym lepiej :) zapisuje tytul, by przy najblizszej okazji przeczytac :)

    OdpowiedzUsuń