czwartek, 26 kwietnia 2012

Rozważania o powrocie

Dawno mnie tu nie było...

Inaczej - dawno mnie tu nikt nie widział. Wszystko dlatego, że moje życie postanowiło spłatać mi figla. A może raczej jakaś siła wyższa wywróciła wszystko do góry nogami...? Tak czy inaczej pewne rzeczy odciągnęły moją uwagę nie tylko od bloga, ale też od gotowania i pieczenia w ogóle.
Tydzień temu jednak upiekłam sernik. Pyszny był! - wierzcie lub nie. Idealnie kremowy, cytrynowy, z lekką nutą imbiru. W foremce w kształcie serca, nieduży. Zniknął bardzo szybko. I żal mi się zrobiło, że nic po nim nie zostało. Ani zdjęcie, ani przepis, ani notka na blogu przypominająca jego cudnie aksamitny smak... I stwierdziłam, że chciałabym wrócić. Znowu dzielić się skrawkami mojego życia i skutkami kuchennego bałaganu.
Wiem, że nadal tu zaglądacie. Blog ma ciągle w okolicach stu wejść dziennie, pojawili się nowi obserwatorzy, czytam nowe komentarze. To niesamowite, że po takim czasie jeszcze pamiętacie ten adres. Dziękuję!

Jedną z konsekwencji życiowych zawirowań jest zmiana kuchni. Na inną. W której kto inny jest mistrzem ceremonii, kto inny ma poukładane noże w jedyny właściwy sposób, kto inny korzysta z niej na co dzień (a ja nie narzekam na codziennie spożywanie efektów).
Do tej pory to ja gotowałam obiady, robiłam śniadania, przygotowywałam desery i piekłam ciasta. Teraz moja bytność w kuchni zasadniczo ogranicza się do oblizywania podanych mi łyżek, wyjadania właśnie co pokrojonych składników (ale szczerze - kto oprze się cudnie pachnącemu, soczystemu ananasowi...?) i nakrywania do stołu. Czasem, w ramach poprawności politycznej, zmywam po wszystkim. Najdziwniejsze jest o, że absolutnie mi to nie przeszkadza! I zasadniczo nie brakuje mi gotowania samego w sobie. Od czasu do czasu jednak miewam ochotę na rozbicie jajka, postukanie łyżką w miskę, delikatne mieszanie rozpuszczającej się na parze czekolady. Dlatego, nie tak często jak kiedyś, ale zaczną pojawiać się nowe wpisy. Może więcej o książkach, bo wiele wieczorów spędzam teraz czytając, z psem wygodnie ułożonym i szczelnie przylegającym do moich nóg. 

Mam nadzieję, że znów znajdziecie tu coś dla siebie. Mam nadzieję, że ja odnajdę się w sferze blogowej na nowo. 

4 komentarze:

  1. Dobrze, ze znow jestes. A z zyciowych zawirowan czesto wychodzi cos niespodziewanie wspanialego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wracaj, wracaj:) ...a od czasu do czasu miło wylizać po prostu łyżkę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. I ja dziękuje że wróciłaś :) czekałam <3

    OdpowiedzUsuń