poniedziałek, 30 czerwca 2014

Bez glutenu, bez laktozy. Ciasteczka

Nie jestem alergikiem. Mam to szczęście, że nie straszne mi truskawki, pomidory, produkty mleczne, kurz i pyłki (których oczywiście nie jem), ani w ogóle nic innego. Przez dwa - trzy lata miałam mały problem ze słońcem - przy jego większej ilości pojawiała się wysypka, a nawet niezbyt przyjemne w dotyku bąble. Na szczęście przeszło, i tylko gdy byliśmy na wakacjach we Włoszech, bąbelki wyskoczyły mi na... Palcach od stóp. Pewnych rzeczy jednak nie jestem w stanie pojąć...
Wracając do meritum - jestem szczęśliwcem. Uwielbiam jeść; jakakolwiek alergia pokarmowa doprowadziłaby mnie do rozpaczy. Czarnej. I głębokiej. 
Niestety, siostra C. ma to nieszczęście, i jest uczulona na gluten i laktozę. I to jest naprawdę okropne, bo jak nie jedno, to drugie jest niemal we wszystkich produktach. Ostatnio była przeszczęśliwa, że udało jej się kupić kiełbasę od... Lodziarza. Bezglutenową i bezlaktozową. Hmm...
Dla mnie za każdym razem jest dużym wyzwaniem przygotowanie czegoś, co będzie mogła jeść bez przykrych konsekwencji. Nie mam doświadczenia, ale się staram. Jeszcze przed wyjazdem zrobiłam zakupy, i upiekłam kilka rodzajów ciasteczek, babeczek i innych słodkości. Będę pokazywać je po kolei - wszystkie są odpowiednie dla osób z nietolerancją laktozy i glutenu, ale mają w swoim składzie jajka. Je też pewnie można zastąpić, ale skoro nie musiałam, dałam sobie spokój.

Te ciasteczka znalazłam u Oli, i od razu mi się spodobały. Z płatkami owsianymi lubimy bardzo, mąki w nich niewiele, nie wymagają żadnych bardziej skomplikowanych składników... Zrobiłam. I musieliśmy się mocno powstrzymywać, żeby nie wyjeść wszystkich, takie wyszły dobre. Chrupiące, owsiane, pyszne. Z suszonymi jagodami smakowały wyśmienicie, ale można je pominąć lub zastąpić rodzynkami, suszoną żurawiną czy morelami... Za każdym razem znikną w mgnieniu oka.

Ciasteczka owsiane z mąką orkiszową i suszonymi jagodami

Składniki:
(na 35-40 sztuk)
  • 220 g płatków owsianych bezglutenowych
  • 125 g mąki orkiszowej
  • 80 g miękkiej bezmlecznej margaryny
  • 1 jajko
  • 60 g cukru
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego
  • 1/2 łyżeczki bezglutenowego proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 60 g suszonych jagód

Margarynę utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą, jasną masę. Wbić jajko, zmiksować. Mąkę przesiać, wymieszać z solą. Partiami dodawać do masy. Wsypać płatki, dokładnie połączyć (zagnieść ręką, ciasto będzie bardzo gęste). Na końcu wsypać jagody, połączyć.

Z ciasta lepić kulki wielkości orzecha włoskiego, lekko spłaszczać. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w niewielkich odstępach.

Piec w 180 st. C. przez 15 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego! 

Z przykrością stwierdzam, że te wszystkie udziwnione mąki i inne produkty są strasznie drogie! Ceny doprowadziły mnie niemal do apopleksji. Gdybym nabawiła się takich alergii, to chyba musiałabym pracować na dwa etaty...

piątek, 27 czerwca 2014

Wakacje! I bułeczki z suszonymi pomidorami i bazylią

Nareszcie!
Ostatni tydzień przesiedziałam jak na szpilkach, o czym nie omieszkałam informować wszystkich chętnych, ale też tych znudzonych moją paplaniną, na bieżąco. Przedwyjazdowe dni to dla mnie zawsze ogromny stres - czy aby wszystko spakowane, czarne wizje zapomnianego paszportu, albo, co gorsza, odkręconej w domu wody. Niepokój, czy wszystko pójdzie tak, jak sobie zaplanowałam. Dzisiaj dodatkowo wszystko stoi na głowie, bo najpierw jedziemy do Varde do teatru pod gołym niebem. Pierwszy raz miałam okazję tam być w zeszłym roku, i się zachwyciłam. Tym razem idziemy na premierę, występy bowiem kończą się przed naszym powrotem. Na szczęście udało się kupić bilety!
Sztuka zaczyna się o godzinie dwudziestej, i po dwóch godzinach, prosto stamtąd, ruszamy w podróż. Jest to męczące, ale też dużo wygodniejsze niż podróż w dzień, szczególnie, jeśli pogoda dopisuje. Później tylko odespać zmęczenie, i trzy tygodnie beztroskiego lenistwa... Wakacje idealne.

Dzisiaj mam dla Was bułeczki. Zdjęcia na dysku swoje odleżały, sama nie wiem, dlaczego. Bułeczki bowiem wyszły pyszne - mocno maślane, pełne aromatów. Suszone pomidory i bazylia to klasyka, w pieczywie sprawdzają się wyśmienicie.
Bułki są łatwe do przygotowania, nie są wymagające. Jestem pewna, że udadzą się każdemu.

Przepis z niezawodnej Brød: 100 lækre opskrifter.

Bułki z suszonymi pomidorami i bazylią

Składniki:
(na 10 sztuk)
  • 450 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki soli
  • 21 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 150 g masła
  • 125 ml letniego mleka
  • 2 jajka
  • 100 g suszonych pomidorów
  • listki z 2 gałązek bazylii

dodatkowo:
  • 3 łyżki mleka

Mąkę przesiać do dużej miski. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i wlać 2/3 mleka. Odstawić na 15 minut.

Masło rozpuścić i przestudzić.
Pomidory pokroić w kosteczkę, bazylię posiekać.
Do zaczynu dodać resztę mleka, masło, sól i jajka. Zagnieść gładkie ciasto. Pod koniec wyrabiania dodać pomidory i bazylię. Dokłądnie wgnieść w ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Po tym czasie ciasto podzielić na 10 części, z każdej uformować okrągłą bułeczkę. Ułożyć bułeczki na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięte bułeczki posmarować mlekiem.

Piec w 200 st. C. przez 20 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądało dodawanie postów w ciągu wakacji. Nie wiem nawet, czy będę miała stały dostęp do internetu... Jeśli nie, może być różnie.
Ale każdemu należy się odpoczynek, prawda...?

czwartek, 26 czerwca 2014

Złoto, które nie jest złotem, i lekki deser

Ostatnio, spacerując z Ptysią, znaleźliśmy kopalnię złota. W przenośni, żeby nie było.

Marzą mi się poziomki. W Danii w sklepie kupić ich nie można, jeśli rosną, to w prywatnych ogródkach. Bez bicia się przyznam, że zdarzało mi się uszczknąć jedną czy dwie, wystające za płot... Ale kto by się na moim miejscu nie oparł...? 
Poprzednio poziomki w przyzwoitej ilości, czyli kiedy można nacieszyć się ich smakiem, a nie tylko tylko poczuć szybko ulatujące z języka muśnięcie poziomkowego smaku, jadłam na wakacjach we Włoszech. Gdy na straganie zobaczyłam ostatnie już pudełeczko, nie potrafiłam się oprzeć. Dostałam je w dodatku za pół ceny. A smakowały wybornie! Wyhodowane we włoskim słońcu, były wyjątkowo słodkie i soczyste. Poezja...
Ostatnio, spacerując z Ptysią, natrafiliśmy na poziomkową polanę, czyli właśnie kopalnię złota. Nie była duża, ale czerwone korale poziomek kiwały się na gałązkach raczej gęsto. Nie tak słodkie jak włoskie, ale równie czerwone i takie dobre... Nie mogłam przestać się uśmiechać, wkładałam do buzi jedną po drugiej i cieszyłam się tym niepowtarzalnym smakiem. Do głowy mi nawet nie przyszło, żeby pozbierać je do woreczka i zabrać do domu - zbyt dużą przyjemnością było zjadanie świeżych i pachnących słońcem.
Z pewnością jeszcze to miejsce odwiedzimy, pełni nadziei na kolejne pyszności.

W domu raczyliśmy się czymś zupełnie innym, choć też z owocowym aromatem.
Zaczęło się od tego, że miałam brzoskwinie do wykorzystania. Te śmieszne, płaskie, cudownie pachnące. Sporo zjedliśmy, reszta czekała na lepsze jutro. Nie chcąc, aby się zmarnowały, postanowiłam przygotować jakiś deser (na ciasto by nie wystarczyło). W domu akurat nie miałam kremówki, powstała więc mleczna galaretka o pysznym, karmelowym smaku. Nie jest tak delikatna ani kremowa jak panna cotta, ale i tak rozpływa się w ustach. Deser jest raczej słodki, ale nie przesłodzony - nam smakował bardzo.

Mleczno-karmelowa galaretka z brzoskwiniami

Składniki:
(na 6 porcji)

galaretka:
  • 60 g cukru
  • 2 łyżki wody
  • 60 g miodu
  • 600 ml mleka (3,2%)
  • ziarenka z 1/2 laski wanilii
  • 5 listków żelatyny

brzoskwinie w syropie:
  • 250 g brzoskwiń
  • 50 g cukru
  • 2 łyżki wody
  • 40 g miodu
  • ziarenka z 1/2 laski wanilii

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Cukier podgrzewać z wodą, aż powstanie dość ciemny karmel (uważać, żeby nie przypalić). Dodać wanilię i miód. Gdy miód się rozpuści, wlać mleko. Zagotować całość, zdjąć z palnika. Żelatynę odcisnąć, dodać do mleka, dokładnie wymieszać.
Całość wystudzić, przelać do szklanek przez sitko, wstawić do lodówki na 2-3 godziny do stężenia.

Brzoskwinie wypestkować, pokroić na cząstki. 
W garnku podgrzewać wodę z cukrem, aż powstanie karmel. Gdy stanie się złoto-brązowy, dodać miód i wanilię. Gdy miód się rozpuści, dodać brzoskwinie. Dusić pod przykryciem 5-10 minut, aż owoce zmiękną, ale nie będą się rozpadać.
Zdjąć z palnika, wystudzić.

Przed podaniem udekorować galaretkę owocami, polać powstałym syropem.

Smacznego!

Deser jest prosty i pyszny. Bez włączania piekarnika, więc idealny wręcz na lato. Bez dodatku śmietany nieco mniej kaloryczny. Skusicie się...?

wtorek, 24 czerwca 2014

Lody truskawkowo-różane. Z bezami. Czy może być coś lepszego...?

Kocham lody. Naprawdę. Lody smerfowe, intensywnie niebieskie, to mój ukochany smak z dzieciństwa. Zabawnym jest, że zupełnie go już nie pamiętam... Gdyby ktoś postawił przede mną miseczkę takich lodów, nie miałabym pojęcia, czy to jest właśnie ten smak. Ale wspomnienia są: Mama i Dziadek kupowali mi je w lodziarni mieszczącej się na parterze budynku, w którym ciągle mieszka moja Babcia. Zawsze wybierałam ten sam smak. Podejrzewam, że to, jak właściwie smakowały, nie było aż tak istotne. Miały bowiem cudownie błękitny kolor, któremu nie potrafiłam się oprzeć...

Dzisiaj zdecydowanie stawiam na smak. Dlatego tak kręci mnie kręcenie lodów w domu - mogę kombinować do woli, łączyć składniki tak, że powstają mieszanki, których próżno szukać w sklepach. Choć, muszę przyznać, aktualnie na rynku jest mnóstwo rodzajów, które kilka lat temu był nie do pomyślenia. Pomijam lody wytrawne (czosnkowe to dla mnie cały czas czysta magia), ale te wszystkie cookie dough, tiramisu, sorbet z mango czy z cytryny z pieprzem... Jeszcze niedawno była wanilia, czekolada, truskawka i śmietanka. Pistacjowe były luksusem. Jak ten czas pędzi do przodu...

Do przygotowania tych lodów zainspirowały mnie lody z reklamy (znowu. Nie będę wdawać się w szczegóły, o nich było w ostatnim wpisie o lodach): truskawkowe z bezami. Mmm... Truskawkowe uwielbiam (tylko domowe), z dodatkiem chrupiących, słodziutkich bez, byłam pewna, smakowałyby wyjątkowo. Ale żeby dodać coś od siebie, przygotowałam je z dodatkiem konfitury z płatków róży. Wyszło coś absolutnie wyjątkowego. Truskawki, okazuje się, z różą lubią się bardzo. Oba smaki są idealnie zrównoważone, ale polecam dodawać konfiturę partiami i próbować, czy już wystarczy, czy smak róży powinien być wyraźniejszy. Pamiętajcie jednak, że po zamrożeniu stanie się on intensywniejszy.
Jako kontrast do bardzo kremowych lodów - chrupiące kawałeczki bezy. Dodajemy je na końcu, gdy masa jest już częściowo zamrożona, dzięki czemu nie rozmiękną.
Te lody polecam Wam bardzo - smakują niebiańsko. Bez przesady.

Lody truskawkowo-różane z bezami

Składniki:
(na 1,8 l lodów)
  • 500 g truskawek
  • 150 g konfitury z płatków róży
  • 2 łyżki syropu z płatków róży
  • sok z 1 cytryny
  • 250 g skondensowanego mleka słodzonego
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 75 g bez

Truskawki umyć, osuszyć, odszypułkować. Włożyć do większej miski, zmiksować na jednolitą masę. Dodać konfiturę, syrop i sok z cytryny, zmiksować. Dodać mleko skondensowane i kremówkę, dokładnie wymieszać.
Masę przelać do maszyny do lodów.
Gdy maszyna skończy pracę, wymieszać lody z pokruszonymi bezami. Przełożyć do pudełek do lodów, zamrozić.

Smacznego!

Podoba mi się to zdjęcie. Zazwyczaj fotki, które pstrykam nie są najlepszej jakości; to pewnie też nie jest, ale i tak mi się podoba.
Jakoś dziwnie zadowolona z siebie dzisiaj jestem...

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Malinowy sernik na Dzień Taty

Dzisiaj Dzień Taty. Ja do mojego zadzwoniłam z samego rana (z mojego punktu widzenia, według niego to już pora na pierwszą drzemkę była) z życzeniami. 
Zawsze bawi mnie, jak Tato przypomina mi o Dniu Matki, a Mamunia z kolei stara się niezauważalnie przypomnieć mi o Dniu Ojca. Ja wiem, że w moim wieku skleroza to zjawisko niezwykle popularne, u mnie szczególnie zaawansowane, ale jednak o pewnych rzeczach wypadać pamięta. Zwykle zapominam daty i imiona, chyba, że ktoś mi je zapisze. Nie dlatego, że jestem jakoś szczególnie roztrzepana (tylko trochę, w granicach normy bym powiedziała), ale mam pamięć typowo wzrokową - słowa, które tylko usłyszę, dość szybko ulatują z mej pamięci... Dni Mamy i Taty jednak są na tyle ważne, że pamiętam. Co roku. A moi Rodzice i tak sądzę, że gdyby nie oni, to z pewnością bym zapomniała. Cóż... Z pewnymi porządkami nie da się walczyć, trzeba je zaakceptować takimi, jakimi są.

Dzisiaj mam dla Was sernik na zimno. Idealny nie tylko na Dzień Ojca, ale na każdy inny świąteczny i powszedni dzień. Pracy z nim niewiele (poza wycinaniem kruchych ciasteczek, ale ten etap można pominąć), a smak jest rewelacyjny. Sernik wyszedł lekki, delikatny, bardzo owocowy. Po prostu niebo w buzi.
Przepis znalazłam w gazetce Pieczenie jest proste, nr 1/2013 i od dawna miałam na niego ochotę. Ten śliczny, różowiutki kolorek, intensywna barwa świeżych malin, kruchy spód i wierzch z idealnie białej bitej śmietany... Wygląda zjawiskowo. 
Można zamiast kruchego spodu zrobić zwykły spód z pokruszonych ciastek. Można dać dowolne owoce sezonowe: jagody czy pokrojone na mniejsze kawałki truskawki. Można kombinować do woli. Mi wersja z malinami zasmakowała ogromnie - nie za słodka, cudownie owocowa, pyszna. Polecam bardzo.

Razem ze mną pyszności na Dzień Taty przygotowały Siankoo, Martynosia i Justinka. Ogromnie dziewczynom dziękuję za wspólne pieczenie - już się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć, jakie pyszności przygotowały.

Malinowy sernik na zimno

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

ciasto kruche:
  • 250 g mąki pszennej
  • 100 g cukru
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 125 g zimnego masła
  • 1 jajko

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 2 łyżki mleka
  • 10 g cukru

masa serowa:
  • 400 g serka kremowego
  • 50 g cukru
  • 200 ml śmietany kremówki (38%)
  • 1 opakowanie galaretki malinowej
  • 200 ml wrzątku
  • 200 g świeżych malin

wierzch:
  • 200 ml śmietany kremówki (38%)
  • 50 g serka mascarpone
  • 50 g świeżych malin

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z cukrem i solą. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć w palcach na kruszonkę. WBić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto.
Wstawić do lodówki na 1 godzinę.

Zimne ciasto podzielić na pół. Połowę wstawić do lodówki, resztę rozwałkować na okrąg o średnicy 20 cm. Wyłożyć spód formy papierem do pieczenia, na to położyć ciasto. Gęsto nakłuć widelcem.

Piec w 200 st. C. przez 20-25 minut.
Wystudzić.

Pozostałe ciasto cienko rozwałkować, wyciąć dowolne kształty. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posmarować jajkiem roztrzepanym z mlekiem, posypać cukrem.

Piec w 200 st. C. przez 7-8 minut, aż się zrumienią.
Zdjąć z blachy, ostudzić.

Galaretkę wymieszać z cukrem, rozpuścić we wrzątku, ostudzić.
Serek zmiksować, powoli wlewać całkowicie ostudzoną galaretkę, cały czas miksując. Jeśli masa będzie zbyt rzadka, wstawić na 5 minut do lodówki (uważać, bo szybko się ścina).
Kremówkę ubić na sztywno, partiami dodawać do masy serowej. Na końcu delikatnie wmieszać maliny.
Masę przełożyć na spód, wyrównać wierzch. Wstawić do lodówki na 30 minut.

Ubić pozostałą kremówkę z mascarpone, wyłożyć na wierzch. Zrobić wzorki grzebień do dekoracji. Wierzch udekorować pozostałymi malinami i ciasteczkami.

Przechowywać w lodówce.

Smacznego!

Jeszcze tylko tydzień roboczy, i jedziemy! Nie jestem podekscytowana podróżą (dwanaście godzin w aucie zawsze mnie wykańcza), ale perspektywa trzech tygodni w lipcu w Polsce jest doprawdy wręcz oszałamiająca... Niech żyją wakacje!

sobota, 21 czerwca 2014

Tort na Pierwszy Dzień Lata

Lato, lato, lato ach to Ty...
Skąd my to znamy...
Na lato czekają chyba wszyscy. Dzieci i młodzież mają wakacje, dorośli zmęczeni wiosennym przesileniem nie mogą się doczekać długich, ciepłych wieczorów, które będzie można spędzać na tarasie. Ja też czekam na lato. Już za tydzień będę na urlopie. Decyzja podjęta - jedziemy na pewno. A co potem? Zobaczymy.

Pierwszy Dzień Lata w Danii to chłodny wiatr i mnóstwo chmur, które straszą deszczem. Już wolałam tegoroczną ciepłą, słoneczną wiosnę... Nie sądzi się jednak po początkach, więc daję latu szansę - oby się wysłoneczniło.
Z tej jakże radosnej okazji mam dla Was dzisiaj torcik. Pyszny, delikatny, leciutki. Lżejszy już by chyba być nie mógł. Na spodzie pyszne czekoladowe ciasto, na które przepis wzięłam ze Złotej księgi czekolady, lekko go zmieniając. Musy przygotowałam na podstawie musu Ani, który zachęcił mnie delikatną strukturą na zdjęciach. Najpierw jagodowy, najciemniejszy, potem truskawkowy, a na wierzchu słodki waniliowy. Całość przykryta chmurą bitej śmietany i górą pachnących truskawek, obłożona biszkoptami (których mi nie starczyło, więc sięgnęłam po waflowe rurki) i obwiązana błękitną kokardą pojechała do koleżanki. Muszę przyznać, że ciasto zrobiło odpowiednie wrażenie - wygląda ślicznie, a smakuje wybornie - lekkie, niezbyt słodkie, rozpływa się w buzi. A w dodatku z czekoladą! Idealny wakacyjny tort.

Owocowy ogródek

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

ciasto czekoladowe:
  • 3 jajka
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 80 g cukru
  • 80 g czekolady (80%)
  • 55 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia

masa jagodowa:
  • 300 g jagód
  • sok z 1/2 cytryny
  • 2 łyżki cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
  • 5 listków żelatyny
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 50 g serka mascarpone

masa truskawkowa:
  • 300 g truskawek
  • sok z 1/2 cytryny
  • 2 łyżki cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
  • 5 listków żelatyny
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 50 g serka mascarpone

masa waniliowa:
  • 200 ml mleka
  • 1 laska wanilii
  • 1,5 łyżki cukru
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 50 g serka mascarpone

dodatkowo:
  • 200 ml śmietany kremówki
  • 50 g serka mascarpone
  • 1 opakowanie podłużnych biszkoptów
  • 20 g czekolady (70%)
  • 350 g truskawek

Żółtka ubić z cukrem na puszystą, jasną masę. Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej, przestudzić, ale jeszcze płynną dodać do żółtek. Wymieszać. Partiami wsypywać przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia. Białka ubić na sztywno, partiami dodawać do ciasta, delikatnie mieszając.
Masę przelać do formy wyłożonej papierem do pieczenia. 

Piec w 180 st. C. przez 20 minut.
Ostudzić.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Jagody włożyć do garnka, dodać sok z cytryny, cukier i ekstrakt. Zagotować, gdy cukier się rozpuści, zdjąć z palnika. Zmiksować, przetrzeć przez sitko. Do cały czas gorącej masy dodać odciśniętą żelatynę, dobrze wymieszać. Ostudzić.
Kremówkę ubić na sztywno z mascarpone, dodać do owocowej masy. Delikatnie wymieszać, żeby nie zburzyć struktury śmietany.
Przełożyć masę na całkowicie ostudzony spód, wstawić do lodówki na 30 minut.

W ten sam sposób przygotować masę truskawkową:
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Truskawki włożyć do garnka, dodać sok z cytryny, cukier i ekstrakt. Zagotować, gdy cukier się rozpuści, zdjąć z palnika. Zmiksować, przetrzeć przez sitko. Do cały czas gorącej masy dodać odciśniętą żelatynę, dobrze wymieszać. Ostudzić.
Kremówkę ubić na sztywno z mascarpone, dodać do owocowej masy. Delikatnie wymieszać, żeby nie zburzyć struktury śmietany.
Przełożyć masę na masę jagodową, wstawić do lodówki na 30 minut.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Mleko zagotować z cukrem i wanilią, ostudzić.
Zagotować raz jeszcze, przecedzić przez sitko. Dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Ostudzić.
Kremówkę ubić na sztywno z mascarpone, delikatnie wmieszać do masy waniliowej. Przełożyć na masę truskawkową, wstawić do lodówki na 1 godzinę do całkowitego stężenia.

Pozostałą kremówkę ubić z mascarpone. 
Ciasto wyjąc z tortownicy, ułożyć na talerzu. Wierzch i boki posmarować cienką warstwą śmietany. Brzegi obłożyć biszkoptami, żeby wyglądały jak płotek. Na wierzch zetrzeć czekoladę, udekorować truskawkami.
Przechowywać w lodówce do momentu podania.

Smacznego!

W Danii letnie wakacje trwają zaledwie sześć tygodni. Trzeba się więc nimi cieszyć i korzystać, jak tylko się da. My trzy tygodnie spędzimy w Polsce, później wrócimy do domu, i nie wiem jeszcze, co dokładnie będziemy robić. A jak wyglądają Wasze wakacyjne plany? Dopięte na ostatni guzik, czy może wolne z Was ptaki i stawiacie na spontaniczne wyjazdy...?

piątek, 20 czerwca 2014

Chleb z rabarbarem. Bo dlaczego by nie...?

Rabarbar jadam głównie na słodko, jako dodatek do ciast, deserów czy lodów. Uwielbiam, gdy jego kwaśny smak równoważony jest przez słodkie dodatki. Świetnie komponuje się z mnóstwem innych smaków: oczywiście z truskawkami, ale też na przykład ze słodkimi malinami, z miodem czy z jeszcze kwaśniejszą cytryną. Wyśmienicie smakuje w serniku. A kiedy potrzebna mi odurzająca dawka rabarbaru, zanurzam łodygę w cukrze i przypominam sobie stare, dobre czasy. Mmm...

Gdy w Bag brød zobaczyłam chleb z rabarbarem, nie mogłam mu się oprzeć. Ciekawiło mnie ogromnie, jak to wszystko będzie razem smakowało. Dodatek rozmarynu tylko przyśpieszył wdrożenie planów w życie.
Smak chleba jest zaskakujący - nie ma w nim bowiem cukru, a miodu jest za mało, żeby zniwelować kwaśny smak. Jednak nawet bez słodkich dodatków pieczony rabarbar łagodnieje, i gdy natrafiamy na jego kawałki, nie wykrzywia nam buzi, ale wspaniale ożywia całość. Subtelne nuty rozmarynu i miodu pasują tutaj idealnie - miód równoważy smaki, a rozmaryn nadaje wytrawnego charakteru. 
Ja już upiekłam go dwa razy. Spróbujecie i Wy...?

Chleb z rabarbarem i rozmarynem

Składniki:
(na 1 bochenek)
  • 150 g rabarbaru
  • 3 gałązki rozmarynu
  • 25 g świeżych drożdży
  • 300 ml letniej wody
  • 2 łyżki miodu
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżka oleju
  • 100 g mąki żytniej
  • 400 g mąki pszennej

dodatkowo:
  • 3 łyżki wody

Mąki przesiać do dużej miski, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Dodać 1 łyżkę miodu, i 1/3 wody, odstawić na 15 minut.
W tym czasie pokroić rabarbar w plastry i drobno posiekać rozmaryn.
Do wyrośniętego zaczynu dodać pozostałą wodę i miód, wlać olej. Wyrobić ciasto. Kiedy będzie odchodzić od miski, dodać rozmaryn i rabarbar, dokładnie wgnieść w ciasto.
Odstawić na 45-60 minut do wyrośnięcia.

Z wyrośniętego ciasta uformować bochenek. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Odstawić na 30 minut do wyrośnięcia.

Wyrośnięty bochenek skropić wodą.

Piec w 250 st. C. przez 10 minut.
Następnie zmniejszyć temperaturę do 200 st. C. i dopiekać jeszcze 20-25 minut.
Wystudzić na kratce.

Smacznego!

Jeszcze tylko tydzień szkoły przede mną. Strasznie jestem podekscytowana nadchodzącymi wakacjami - mam mnóstwo planów (część uległa zmianie, ale pewnie tak właśnie miało być...) i oczekiwań, głównie względem pysznych, soczystych, słodkich, polskich owoców. Mniam!

wtorek, 17 czerwca 2014

A u mnie jeszcze rabarbar. I tarta

U wielu z Was rabarbar został już zastąpiony truskawkami, albo może nawet czereśniami, malinami czy jagodami. Sezon na poszczególne owoce (i warzywa), te typowo letnie i cudownie pachnące jest wyjątkowo krótki. A przynajmniej takim się zawsze wydaje. Nigdy nie zdążę nacieszyć się choćby truskawkami, nie najem się do syta, zawsze jest miejsce na jeszcze odrobinę. Przepisy na smakołyki z sezonowymi owocami ciągną się w nieskończoność; co roku, zamiast skracać, lista się wydłuża. Znacznie
I kiedy wszyscy już mają w głowie i ustach tylko truskawki, w mojej kuchni nadal króluje rabarbar. Coraz trudniej go kupić, ale jednak nie jest to niemożliwe. A ja go tak lubię, że niestraszne mi wycieczki do najdalszych nawet sklepów, żeby zakupić jeszcze tylko kilka łodyg, na ostatnie już ciasto... Albo i nie.

Tym razem inspirację znalazłam w gazetce Pieczenie jest proste, nr 2/2014. Od dawna miałam ochotę na tę tartę - rabarbar, masa serowa, a wszystko zamknięte w pysznym, kruchym cieście. Tym razem orzechowym, którego smak wspaniale skomponował się z rabarbarem. Warstwa z moimi ulubionymi łodygami przypomina konsystencją budyń, jest trochę kwaśna, trochę waniliowa. Masa serowa smakuje... Cóż, jak sernik. Cytrynowy, delikatny i leciutki. Pyszny. Całość komponuje się znakomicie, wszystkie elementy łączą się w idealną całość.
Jeśli jeszcze gdzieś zobaczycie rabarbar - kupcie. I upieczcie sobie tartę. Gwarantuję, że nie będziecie żałować.

Tarta rabarbarowo-cytrynowa na orzechowym spodzie

Składniki:
(na formę do tarty o średnicy 28 cm)

spód:
  • 200 g mąki pszennej
  • 50 g cukru
  • 50 g zmielonych orzechów laskowych
  • 80 g zimnego masła
  • 1 jajko

masa rabarbarowa:
  • 500 g rabarbaru
  • 100 g cukru
  • 1 laseczka wanilii
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • 2 łyżki budyniu waniliowego (proszek)
  • 4 łyżki zimnej wody

masa serowa:
  • 150 g serka mascarpone
  • 2 jajka
  • 1 żółtko
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • sok z 1 cytryny
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 100 g cukru

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z cukrem i orzechami. Dodać zimne masło, posiekać, po czym rozetrzeć w palcach na kruszonkę. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto. Uformować z ciasta kulę, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 30 minut.

Rabarbar pokroić na niewielkie kawałki, zasypać cukrem i odstawić na 30 minut. Po tym czasie dodać cukier, wyskrobane nasiona i laskę wanilii oraz startą skórkę z cytryny. Całość zagotować, zmniejszyć ogień i dusić pod przykryciem 5 minut, aż rabarbar zacznie się rozpadać. 
Budyń rozrobić w wodzie, dodać do rabarbaru. Całość zagotować, zdjąć z palnika i przestudzić.

Kruche ciasto rozwałkować, wyłożyć nim natłuszczoną formę do tarty. Nakłuć wielokrotnie widelcem.
Z papieru do pieczenia wyciąć okrąg, przykryć ciasto i wsypać suchy groch lub specjalne kamyki do pieczenia.

Piec w 200 st. C. przez 15 minut.
Wyjąć z piekarnika, usunąć groch i papier.

Piec w 200 st. C. kolejne 10 minut.
Wyjąć z piekarnika, lekko przestudzić.

Na spód wyłożyć masę rabarbarową.
Wszystkie składniki na masę serową krótko zmiksować, tylko do połączenia się składników.
Wyłożyć na masę rabarbarową.

Piec w 160 st. C. przez 30-35 minut, aż masa serowa się zetnie.
Przestudzić w uchylonym piekarniku; wyjąć z piekarnika i całkowicie ostudzić.
Schłodzić w lodówce przez 3-4 godziny, a najlepiej całą noc.

Smacznego!

W prognozie straszyli mnie nie deszczowym, a wręcz ulewnym tygodniem. Co rano spoglądam więc w niebo z niepokojem, żeby po chwili odetchnąć z ulgą - słonko świeci, temperatura zdecydowanie zadowalająca, lekki wietrzyk sprawia, że na zewnątrz jest przyjemnie, a nie upalnie. Wymarzona pogoda na zbliżające się wakacje.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Wpływ reklamy na smak lodów

Coś ostatnio niesystematyczna jestem... Chyba to ten czerwiec tak na mnie działa: słonko, ciepło, wyjść się z domu chce. W środę skończyłam pisać egzaminy, więc teraz odpoczywam i się relaksuję. Na weekend muszę przygotować tort (niebieski), i to właśnie on głównie pochłania moje cukiernicze plany. Na środę jakiś drobiazg do szkoły, którego też jeszcze nie sprecyzowałam... Poza tym w kuchni czas spędzam głównie na kręceniu lodów - ogromnie mi się to zajęcie podoba! Tyle smaków, tyle pomysłów do wypróbowania. A co jeden, to lepszy! Czyste szaleństwo...

Mam pytanie, pozornie niezwiązane z temat, a jednak bardzo mu bliskie: jak działają na Was reklamy? Zobaczycie coś w telewizji czy gazecie, i od razu pędzicie do sklepu? Udajecie, że nic Was to nie obchodzi, ale jednak rozglądacie się właśnie za to jedną rzeczą? Czy może reklamy zupełnie nie mają na Was wpływu, i polegacie tylko na sobie...?
U mnie bywa różnie, choć zdarza się, że zapragnę reklamowanego produktu. Sprawa jednak jest o tyle prosta, że bardzo szybko zapominam. Jeśli od razu nie wybiorę się na zakupy albo nie zrobię notatki w kalendarzu, wylatuje mi z głowy.
Są jednak reklamy, które uparcie mnie prześladują. Tak właśnie było z mrożonym skyrem - pokazywali go w telewizji po kilka razy dziennie, na różnych programach. Zaintrygował mnie, i gdy w końcu któregoś dnia byłam w sklepie, udałam się w stronę zamrażarek. Osłupiałam, gdy zobaczyłam cenę - tyle pieniędzy za takie małe pudełeczko...?! No chyba ktoś zupełnie zwariował... Mimo wszystko jednak chciałam go spróbować. I tu odezwało się moje blogerskie ja - za drogie, żeby kupić? Zrobię sobie sama! Uważnie przeczytałam listę składników, chwilę pomyślałam, i kupiłam, co trzeba. Cała zadowolona wróciłam do domu i ukręciłam sobie wyjątkowe lody. Wyszły pyszne. Czy takie, jak oryginalne? Nie mam bladego pojęcia, ale może kiedyś spróbuję... Może, bo te domowe smakują wybornie. I już mnie do tych sklepowych nie ciągnie wcale.

Czym jest skyr? To taki jakby jogurt naturalny, bardzo gęsty i nieco łagodniejszy w smaku. Czym najlepiej zastąpić? Jogurtem greckim, może wymieszanym z odrobiną serka homogenizowanego. Moim zdaniem powinno działać.
Ja swoje lody wymieszałam z jeżynami, bo akurat były w niezwykle zachęcającej cenie. Do tego nieco cydru - dzięki niemu lody mają subtelny posmak bzu. Mi to odpowiada, bo bardzo go lubię. Można pominąć albo zastąpić syropem, albo cydrem jabłkowym czy cytrynowym. 
W ogóle przy lodach można fantazjować do woli. Ja mam w zamrażarce jeszcze cztery inne smaki, każdy zachwycający. Już niedługo wszystkie pokażę - pogoda bowiem do konsumpcji lodów zachęca ogromnie.

Lody jeżynowe ze skyrem

Składniki:
(na 1 l lodów)
  • 250 g jeżyn
  • 100 g cukru
  • 150 ml cydru bzowego
  • 500 g skyra
  • 150 ml śmietany kremówki (38%)

Z cukru i cydru zagotować syrop. Gdy cukier się rozpuści, a syrop zredukuje o mniej więcej 1/3, dodać umyte jeżyny. Gotować 5 minut, aż zmiękną. Przestudzić, przetrzeć przez sitko, schłodzić do temperatury lodówkowej.
Masę jeżynową wymieszać ze skyrem i kremówką.
Przelać do maszyny do lodów. Gdy skończy pracę, przełożyć lody do plastikowego pojemnika i zamrozić.

Smacznego!

Choć w prognozie straszyli deszczem, pogoda dopisuje wyjątkowo. Cały weekend świeciło słonko, było cieplutko i przyjemnie. Powoli zaczynam łapać słonko, pojawiły się już pierwsze na nosie piegi. Mmm... Uwielbiam lato!

czwartek, 12 czerwca 2014

Prawie Pavlova

Tematem wspólnego gotowania na dziś jest Pavlova. Deser absolutnie idealny - krucha na zewnątrz i cudownie ciągnąca w środku beza, chmura delikatnej i leciutkiej bitej śmietany, a na wierzchu całe mnóstwo soczystych owoców... Marzenie. Miliard kalorii, a nie można się oprzeć kolejnemu kawałkowi. Czysta rozkosz. Nie wiem, co mam jeszcze napisać, żeby Was do Pavlovej przekonać - musicie spróbować sami. 
Wbrew pozorom nie taka trudna do wykonania, choć bywa kapryśna. Zdarza jej się opaść albo zrumienić za bardzo. Warta jest jednak całego poświęconego jej czasu - smak wynagradza wszystko przy każdym kolejnym kęsie... Poezja.

Ja tym razem troszkę odeszłam od tematu, i jest to raczej wariacja na temat. Zainspirował mnie przepis na krem z gazetki Pieczenie jest proste, nr 2/2014. Rabarbar z dodatkiem ajerkoniaku? To musiało być pyszne! W oryginale kremem napełniono rożki z ciasta francuskiego; ja nie mam odpowiednich foremek, ale kremu chciałam spróbować. Pomyślałam sobie, że do słodkiej bezy będzie jak znalazł. I się nie pomyliłam. Wyszedł lekko kwaskowy i świetnie równoważy obłędną słodycz bezowych blatów. Upiekłam cztery, bo miałam dużo białek, poza tym w takiej formie tortu bezowego jeszcze nie przygotowywałam. Na wierzch bita śmietana i truskawki - i wyszło coś wspaniałego.Tort smakuje bosko, i mimo swoich rozmiarów, znika błyskawicznie.
Co do kremu, trochę rozczarował mnie jego kolor. Na zdjęciach był cudownie różowy, mi wyszedł taki troszkę... Niewyraźny. Ale może to kwestia użytego rabarbaru. Albo Photoshopa - któż to wie. Smak ajerkoniaku jest tylko delikatnie wyczuwalny - następnym razem z pewnością dodam go więcej - wyjdzie tort, którym będzie można się upić.

Tak czy inaczej - polecam ogromnie, bo chociaż nie wyszedł dokładnie tak, jak go sobie wyobraziłam, to smakował bajecznie.

Razem ze mną bezy upiekła Siankoo. Dziękuję za wspólną zabawę - jak zawsze, czysta przyjemność.

Tort bezowy z kremem rabarbarowo-ajerkoniakowym

Składniki:
(na tort o średnicy 22-24 cm)

bezy:
  • 6 białek
  • 300 g cukru
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka białego octu winnego

krem:
  • 350 g rabarbaru
  • 100 g cukru
  • 4 listki żelatyny
  • 350 ml śmietany kremówki (38%)
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 6 łyżek ajerkoniaku

dodatkowo:
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 350 g truskawek

Białka ubić z solą na sztywno, pod koniec partiami dodając cukier. Na końcu wlać ocet, połączyć.
Na papierze do pieczenia wyrysować 4 koła o średnicy 22 cm, ułożyć na blachach. Masę bezową podzielić na 4 równe części, wyłożyć równomiernie na odrysowane koła łyżką lub za pomocą woreczka cukierniczego z dużą okrągłą końcówką.

Piec w 120 st. C. przez 2 godziny.
Ostudzić w uchylonym piekarniku.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Rabarbar pokroić na kawałki, razem z cukrem umieścić w rondelku. Gotować, aż rabarbar całkowicie zmięknie i zacznie się rozpadać.
Rabarbar zmiksować blenderem na gładką masę. Żelatynę odcisnąć, dodać do rabarbaru, dokładnie wymieszać. Ostudzić.

Kremówkę ubić na sztywno z cukrem waniliowym dodać ajerkoniak, wymieszać. Dodać rabarbar, delikatnie połączyć.

Na paterze ułożyć blat bezy, wyłożyć 1/3 kremu. Przykryć kolejnym blatem, wyłożyć krem, przykryć bezą, rozsmarować resztę kremu i przycisnąć ostatnim blatem. Wstawić do lodówki.

Przed podaniem ubić pozostałą kremówkę, wyłożyć na wierzch ciasta. Udekorować truskawkami.

Smacznego!

Egzaminy zaliczone. Dwa z trzech. Na wyniki ostatniego będę czekać około trzech tygodni. Cóż, postaram się po prostu o nim zapomnieć...

środa, 11 czerwca 2014

Egzaminacyjne paranoje. I ciasteczka na rozluźnienie

Najgorsze przy okazji egzaminów jest oczekiwanie na wyniki. Owszem, przed testem trzeba się nauczyć, przygotować i w ogóle zrobić wszystko, żeby zdać. Ale jest to przynajmniej produktywne zajęcie, które zdecydowanie zajmuje czas i umysł. Po egzaminie zostaje już tylko czekanie, które dłuży się w nieskończoność... I mnie właśnie ta część stresuje i denerwuje najbardziej. Człowiek już nic nie może zrobić, rozpamiętuje wszystkie błędy, nawet te, których nie popełnił; nie może spać i generalnie popada w lekką paranoję. Nienawidzę czekać na wyniki. Mam nadzieję, że już niedługo je ogłoszą, inaczej chyba zwariuję.

Na rozluźnienie - ciasteczka. Moje co prawda upiekłam już dawno, i zostało po nich tylko wspomnienie, niemniej zdecydowanie nadają się na czas egzaminów: szybkie, proste, nie mogą się nie udać. W dodatku smakują bosko - czekoladowo, troszkę może wytrawnie przez dodatek słonych orzeszków, jednak biała czekolada dodaje im słodyczy i równoważy wszystkie smaki. Ciasteczka są pyszne, i jestem pewna, że każdemu zasmakują. A znalazłam je na blogu Małpa w kuchni

Kakaowe ciasteczka z orzeszkami ziemnymi

Składniki:
(na 20-25 sztuk)
  • 215 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 150 g zimnego masła
  • 55 g cukru
  • 1 łyżeczka cukru waniliowego
  • 1 żółtko
  • 20 g kakao
  • 70 g solonych orzeszków ziemnych

dodatkowo:
  • 65 g białej czekolady
  • 2 łyżki śmietany kremówki (38%)

Mąkę przesiać, wymieszać z proszkiem, cukrem, cukrem wnailiowym i kakao. Posiekać z zimnym masłem, dodać żółtko, szybko zagnieść ciasto. Na końcu dodać posiekane orzechy, wgnieść w ciasto.
Z masy uformować wałeczek o średnicy 4-5 cm, zawinąć w folię spożywczą, schłodzić w lodówce przez 1 godzinę.

Po tym czasie pokroić wałeczek na 0,5 cm plastry, układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w niewielkich odstępach. 

Piec w 180 st. C. przez 15 minut.
Ostudzić.

Czekoladę posiekać, rozpuścić z kremówką w kąpieli wodnej. Przełożyć do rękawa cukierniczego z odciętą końcówką, polać ciasteczka. Odstawić do zastygnięcia.

Smacznego!

Za godzinę ostatni egzamin, później jeszcze tylko troszkę szkoły, i wakacje... Nie mogę się doczekać!

niedziela, 8 czerwca 2014

Koncert życia. I chałka

Koncert był oszałamiający! Serio. Niesamowite doświadczenie.
Przed koncertem miałam lekkie obawy (głośna muzyka, mnóstwo ludzi i taka mała, zagubiona ja gdzieś po środku), ale okazało się, że były one kompletnie nieuzasadnione.
Przyjechaliśmy już po pierwszym zespole. Później były jeszcze trzy - troszkę przerażające, bardzo, bardzo głośne. Poza tym kiedy ktoś krzyczy do mikrofonu, a ja w głowę zachodzę, w jakim języku próbuje się ze mną porozumieć, to znaczy, że to nie do końca mój typ.
W przerwie wyszliśmy odpocząć. Gdy wróciliśmy po piętnastu minutach, nie było gdzie szpilki wsunąć. Takich tłumów dawno nie widziałam. Szok! Cudem więc jakimś udało nam się przecisnąć w pobliże sceny; znaleźliśmy, muszę przyznać, bardzo dogodną pozycję. 
Gdy na scenę wyszła Metallica... Tego huku nie da się po prostu opisać. Ci wszyscy ludzie, tak od siebie różni, zgodnie klaskali i śpiewali. Muzyka była fantastyczna - koncert jest częścią trasy Metallica by request, co oznacza, że kawałki został wybrane przez publiczność. Same najlepsze: One, Enter sandman, Nothing else matters, The unforgiven, Whiskey in the jar, St. Anger... Całe ciało wibrowało mi w rytm muzyki. Niesamowite przeżycie, ogromnie się cieszę, że udało nam się kupić bilety. Zdecydowanie warte były swojej ceny.

Miniony tydzień miałam bardzo zajęty; koncert, egzamin, jeszcze kilka pomniejszych spraw do załatwienia... Teraz tylko jeszcze w środę muszę stanąć na wysokości zadania, i znów będę mogła spędzać w kuchni więcej czasu. Uff... Dlatego dzisiaj mam dla Was coś dostosowanego do mojego tempa: szybkiego. Przepis znalazłam w Brød: 100 lækre opskrifter i od razu wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Chałka jest mięciutka i puchata, cudownie chrupie mak między zębami. Lekko słodka za sprawą glazury, ale nada się też do wędliny. Trzeba tylko uważać, żeby się za mocno nie przypiekła - miejcie ją na oku. Jeśli tak jak ja nie macie zbyt dużo czasu - koniecznie wypróbujcie ten przepis.

Szybka chałka z makiem

Składniki:
(na 1 niewielką chałkę)
  • 300 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 łyżki mleka w proszku
  • 1,25 łyżki cukru
  • 15 g świeżych drożdży
  • 175 ml wody
  • 2 łyżki oleju
  • 2 łyżki suchego maku

dodatkowo:
  • 1 żółtko
  • 1 łyżka mleka
  • 1 łyżka cukru pudru
  • 1 łyżka suchego maku

Mąkę przesiać do dużej miski, wymieszać z solą i mlekiem w proszku. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, zasypać cukrem. Wlać 1/3 wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dodać resztę wody i olej, zagnieść gładkie ciasto.
Odstawić na 2 minuty, dodać mak, dokładnie wgnieść w ciasto.

Ciasto podzielić na 3 równe części, z każdej uformować wałeczek długości 25-30 cm. Zapleść chałkę. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić do wyrośnięcia na 45-60 minut.

Żółtko roztrzepać z mlekiem, dodać cukier puder, wymieszać. Glazurą posmarować chałkę, posypać makiem.

Piec w 200 st. C. przez 30 minut.
Jeśli chałka za szybko zbrązowieje, przykryć folią.

Ostudzić na kratce.

Smacznego!

A teraz już będę musiała się w sobie zebrać - zaraz jedziemy do rodziców C. W Danii Dzień Ojca obchodzi się nieco wcześniej, bo piątego czerwca, i właśnie dzisiaj spotykamy się z tej okazji. Będzie miło.

wtorek, 3 czerwca 2014

O brunchu i obłędnych finansjerkach. I koncercie, na który wybieram się wieczorem

Sobotni brunch udał się znakomicie. Mnóstwo pysznego jedzenia z różnych stron świata. Byli goście z Polski, Hiszpanii, Turcji, Estonii, Niemiec, Włoch, Francji, Anglii, Ukrainy, i sama już nie wiem, skąd jeszcze. Przynieśli dania charakterystyczne dla swoich krajów, ale też te ulubione, własne. Najadłam się... Aż wstyd się przyznać, jak bardzo. Bardzo. Mmm... Poza tym rozmawiałam z wyjątkowo ciekawymi ludźmi, i ogromnie mi się podobało. C. też się cieszył, że go wyciągnęłam, a szczególną radość sprawił mu fakt, że góra naleśników, którą smażył od samego rana, zniknęła błyskawicznie. 

Ja przygotowałam finansjerki, w których zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Zobaczyłam je u Zuzi, i nie mogłam się powstrzymać, żeby ich nie przygotować. Te z poniższego zdjęcia to pierwsza próba - upiekłam je w formie sztabek złota, czyli w tradycyjnej formie. Dodatek rabarbaru sprawdził się znakomicie - jego kwaskowy smak przełamał obłędną słodycz babeczek (a i tak zmniejszyłam ilość cukru o połowę). Biała czekolada w połączeniu z palonym masłem nadała babeczkom orzechowo-karmelowego smaku - coś pysznego. Zabrałam jedną do szkoły na drugie śniadanie, podzieliłam się z koleżanką, która natychmiast zażądała przepisu - tak jej zasmakowały. Na brunch przygotowałam je w formie na muffiny (bardziej podzielna - wyszło 12 sztuk) i z jagodami zamiast rabarbaru - bo tego ostatniego nie mogłam nigdzie dostać. I muszę przyznać, że obie wersje smakują obłędnie - gwarantuję, że się zakochacie. Finansjerki są bardzo proste do przygotowania - trzeba tylko uważać na masło. Chwilę trwa, zanim zacznie brązowieć, ale trzeba uchwycić ten moment - inaczej bardzo łatwo je spalić. Poza tym wykorzystujemy tylko białka - idealny sposób na pozostałości po lodach na przykład... Spróbujcie koniecznie.

Finansjerki z rabarbarem i białą czekoladą

Składniki:
(na 6 sztuk)
  • 200 g masła
  • 100 g cukru
  • 135 g mąki pszennej
  • 80 g mielonych migdałów
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 150 g rabarbaru
  • 60 g białej czekolady
  • 6 białek
Cukier, mąkę, migdały, proszek i sól wymieszać.
Rabarbar pokroić na plasterki, czekoladę niezbyt drobno posiekać.
Masło rozpuścić. Zamieszać, zwiększyć ognień i gotować, aż zbrązowieje. Zdjąć z palnika, przecedzić, gorące dodać do sypkich składników; wymieszać.
Białka ubić na niezbyt sztywną pianę. Partiami dodawać do ciasta, delikatnie mieszając.

Masę przełożyć do formy wysmarowanej masłem i wysypanej mąką. 

Piec w 180 st. C. przez 25-30 minut.
Przestudzić w formie, następnie wyjąć na kratkę.

Smacznego!

Jestem zajęta. Naprawdę. W piątek pierwszy egzamin, w środę następny. Poza tym dzisiaj idziemy na koncert - zdecydowanie wielkie wydarzenie, gra bowiem Metallica. Bilety kosztowały majątek, ale... Raz się żyje, czyż nie...? Poza tym nie wiadomo, kiedy się taka szansa powtórzy... To mój pierwszy taki prawdziwy koncert - masa ludzi, znany zespół. Strasznie jestem podekscytowana. Mam tylko nadzieję, że mnie nie stratują...

niedziela, 1 czerwca 2014

Na Dzień Dziecka - lody truskawkowo-rabarbarowe

Nie mam dzieci. Moi Rodzice są za daleko, żeby świętować ze mną Dzień Dziecka, choć pamiętają o nim zawsze. Postanowiłam więc, że troszkę nas porozpieszczam - w końcu każda okazja jest dobra.
A co może być lepszego na Dzień Dziecka niż lody...? No nic. Przynajmniej moim zdaniem.

Przygotowałam więc wyjątkowo łatwe i niesamowicie pyszne lody truskawkowo-rabarbarowe. Świeży smak truskawek miesza się z kwaśnym rabarbarem, a dzięki dodatkowi skondensowanego, słodkiego mleka nie trzeba zawracać sobie głowy robieniem kremu z żółtek i innymi skomplikowany sprawami. Wystarczy podgotować rabarbar, zmiksować z resztą składników, zamrozić - i gotowe. Lody mają idealną, gładko-kremową konsystencję i pyszny, owocowy smak. Polecam wszystkim - małym i dużym. 

Lody truskawkowo-rabarbarowe

Składniki:
(na 1,3 l lodów)
  • 350 g truskawek
  • 250 g rabarbaru
  • 1 łyżka cukru
  • 3 łyżki wody
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 350 g słodzonego skondensowanego mleka

Rabarbar pokroić na niewielkie kawałki. W garnku skarmelizować cukier z wodą, dodać kawałki rabarbaru. Dusić pod przykryciem, aż zupełnie zmięknie i się rozpadnie. Ostudzić.
Rabarbar zmiksować blenderem z truskawkami na gładką masę, można przetrzeć przez sitko.
Schłodzone w lodówce mleko wymieszać z owocami, dodać kremówkę, dokładnie połączyć.

Masę przelać do maszyny do lodów. Gdy skończy pracę, przełożyć lody do pudełka i zamrozić.
Wyjąć z zamrażarki 20 minut przed podaniem, aby lody zmiękły.

Smacznego!

Brunch udał się znakomicie - ale o nim, i o pysznościach, które na niego przygotowałam, w następnym wpisie.